Co ja bym zrobiła? Zastanawiałam się nad tym trzymając w ręku niewielką, błękitno zieloną karteczkę ozdobioną girlandą różowych i czerwonych stylizowanych kwiatków. Na kopercie moje imię: Anna
W środku moje prawo jazdy.
Hello, Anna,
Chodziłam dziś po plaży i znalazłam twój dokument tożsamości.
Mam nadzieje, że wszystko w porządku, byłoby dość trudno, w obecnych czasach, otrzymać nowy.
I nic więcej.
Nigdy nie zabieram prawa jazdy nad ocean. Zostaje grzecznie w samochodzie razem z telefonem w wyszydełkowanym przeze mnie, pomarańczowym futerale. Ale tym razem chciałam zrobić zdjęcia wzburzonych fal, tego żywiołu, wyciszającego się po kolejnym sztormie, który nas dotknął tylko wiatrem i deszczem, a wyżył się na północno wschodniej Florydzie i Alabamie.
Doskonale pamiętałam, gdzie nad brzegiem stanęłam w czasie mojego krótkiego spaceru, gdzie zrobiłam kilka zdjęć i schowałam telefon. To tam musiało mi wypaść prawo jazdy.
Wróciłam na brzeg już po zmierzchu. Telefonem oświetliłam trzy koralowe skałki, przy których robiłam zdjęcia. Ale przypływ pochłaniał już ten skrawek piasku.
Trzy młode pary Meksykanów poderwały się, kiedy spytałam, czy przypadkiem nie znalazły czegoś…Cała szóstka zaczęła szukać. Wyglądaliśmy jak poszukiwacze skarbów. A może raczej jak jakieś fantazyjne ledowo świecące żuczki!
Szybko zrozumiałam, że moje wysiłki są daremne, utwierdziła mnie w tym burzliwa fala: byłam pewna, że małym plastikowym prostokącikiem bawi się teraz, śmiejąc się z jego znaczenia dla mnie, dla ludzkiej, kruchej istoty, wieczny ocean!
Wróciłam do domu myśląc jak długo zajmie mi otrzymanie nowego dokumentu. Podeszłam do drzwi. W szparze tkwiła zielona koperta. A na niej wypisane moje imię…
Dziwny pierwszy odruch: to niemożliwe! Nie spodziewałam się tego. To się nie zdarza!
A potem: czemu nie mogę podziękować?
Przecież ta Osoba musiała sobie zadać pewien trud! Nie tylko wsiąść do samochodu i włączyć GPS. Mogła mieć co innego do roboty, niekoniecznie odwożenie komuś roztrzepanemu, nieuważnemu, jego prawa jazdy. Do tego ten miły wpis na karteczce…
Nawet gdyby ta Osoba nie miała zamiaru się ujawniać, pewno gdybym była w domu, a nie wyruszyła z powrotem na plażę w celu poszukiwania cennej zguby, poznałabym ją!
A może to była para.
Jedno z nich pochyliło się, bo w promieniach zachodzącego słońca coś zamigotało odblaskiem, podniosło plastikowy prostokącik. Może była cala rozmowa…
„Śpieszymy się do domu, do dzieci, do robienia kolacji, ty do transmisji piłki nożnej! Nie mamy czasu. Co ty robisz? Zostaw to, chyba żartujesz, chyba nie myślisz, żeby to odwozić? To co, że to ważny dokument, jeśli ta kobieta była tak bezsensownie nieodpowiedzialna, to niech poniesie konsekwencje!”.
„No dobrze”, mówi na to druga osoba. „No dobrze, to się może zdarzyć każdemu. Pamiętasz,
jak zgubiłem portfel? Pamiętasz?”.
„Oczywiście! Wypadł ci z tylnej kieszeni. Kto nosi portfel w płytkiej tylnej kieszeni. A ja tyle razy przecież mówiłam, ale tobie można mówić!”.
„A czy pamiętasz, czy pamiętasz, co się potem stało? Bo ja tak, pamiętam doskonale, że pojechaliśmy do domu, ty cały czas bębniłaś o tym jak to ‘tyle razy mówiłaś’. I że trzeba zastrzec karty kredytowe i konto…A potem był telefon. I miły głos powiedział, że znalazł mój portfel, nie chce żadnej nagrody, ale prosi, żeby po zgubę przyjechać, bo ma maleńkie dziecko…”
„Och, jasne, że pamiętam. No cóż miałeś szczęście, jak to ty! Ty zawsze jak w czepku urodzony. Gdybym ja coś zgubiła, nikt by nie zadzwonił, że znalazł!”.
Na to on: „no właśnie, a ja myślę, że pójdziemy teraz do samochodu, że włączę GPS, i zobacz, to jest blisko nas. Kilka mil. Odwieziemy, jak myślisz? Taki rodzaj odwdzięczenia się za to, co mnie spotkało! A może i taki plusik na przyszłość, jak ty coś zgubisz?”.
Albo było jeszcze inaczej.
Ta Osoba szła na spacer prawie pustą plażą, tak jak ja. Wdychała energię wzburzonego oceanu. Jak ja. Spoglądała na młodych chłopców na kolorowych deskach niknących pod falami i wynurzających się z nich. Jak ja. Uśmiechała się do swoich nigdy porządnie niepoukładanych myśli. Jak ja. Szukała muszli, które ocean lubi na naszą uciechę wypluwać, kiedy jest w pohuraganowym humorze. A potem ta Osoba znalazła prawo jazdy. Może nawet pomyślała: to musiała być ta kobieta, która szła daleko z przodu, w kremowej, rozwianej koszuli i rozkładała ramiona jak na przyjęcie energii wiatru i oceanu, ale teraz zniknęła.
Ta Osoba spojrzała na moje prawo jazdy. Te rzeczy się zdarzają, pomyślała, czasem człowiek coś gubi. Czasem inny to znajduje. Czasem znajduje zgubę ktoś, kto uważa, że ważne jest zrobić coś normalnego. Coś co przypomni o względności wszystkiego, o priorytetach, o byciu uczynnym, o byciu człowiekiem. Może pomyślała, jak bardzo zmieni życie tej kobiety z małego zdjęcia, kiedy wsiądzie w samochód, włączy GPS i odwiezie jej do domu zgubę. Ile ułatwi robiąc to.
Na Fejsie zamieściłam podziękowanie. Pomyślałam, że nawet jeśli ta Osoba nie chce się ujawnić, to ja powinnam docenić to, że Jej się chciało.
Jedna z odpowiedzi, jakie otrzymałam, od mojej koleżanki, z którą przez długie lata pracowałam, brzmiała mniej więcej tak;
„są dobrzy ludzie na tym świecie, ale ważne jest też, że są ci, co dobroć innych uznają i doceniają!”
Nie dlatego napisałam na Fejsie, nie dlatego piszę to krótkie opowiadanie. Cieszę się, że są ludzie NORMALNI, którzy uważają, że nie zmienią świata, bo są zbyt skromni, nie mają żadnego przełożenia, są po prostu zwykłymi ludźmi. Ale zmieniają go małymi uczynkami, małymi kroczkami, gestami, zmieniają na tyle, na ile mogą.
Ziarnko do ziarnka!