Czwarta koncha – fragment

          

Błękitnym oczom
Aux yeux bleus

Rozdziawiony laptop patrzył na mnie z wyrzutem pustą stroną w Wordzie.

Wymyślanie ciekawych ćwiczeń z gramatyki francuskiej dla moich studentów z Florida Atlantic University to mało ekscytujące zajęcie, a jutro miałam grupę „dociekliwych”, takich, co to chcą wiedzieć, ale inaczej. I to „inaczej” musiałam za każdym razem jakoś wykoncypować.

Read more

Barbica Cafe, czyli podglądanie z plastikowego fotelika

Czarny podpalany piesek na krótkich krzywych nóżkach, z czerwoną bandaną w białe wzory na szyi, prowadził mnie rezolutnie przez Bairro Alto. Nagle zniknął za rogiem Rua de Cordoeiros. Najwyraźniej wiedział gdzie idzie. Ja nie.

Był niedzielny ranek, trzeci dzień mojego pobytu w Lizbonie. Byłam wolna, na wakacjach, i nie musiałam myśleć o …o niczym! Przynajmniej przez tych kilka dni

Read more

Marmelada extra

I od razu na czerwono. Błąd w tytule. Korektor w moim kompie czujnie go wyłapał. No, bo wiadomo: nie „marmelada” a „marmolada”. Tak powinnam była napisać. Ale nie, właśnie, że nie, chodziło mi o marmelad przez „e”. Polskie zapożyczenie pochodzi z francuskiego „marmolade”, ale oryginalnie słowo jest portugalskie: „marmelada”. Uważam osobiście, że brzmi lepiej. Dla mnie brzmiało świetnie, bo właśnie stałam w Lizbonie przed sklepową półką w Minipreço Express, na której, gdzieś między ryżowymi ciasteczkami a czekoladą, stały niewielkie, plastikowe, przezroczyste pojemniki z mało kuszącym napisem „Marmelada Extra” na etykietce i rysunkiem żółciutkiej pigwy – po portugalsku „marmelo”. Mimo, że miałam sięgnąć po krakersy z małą ilością soli i cukru, moja ręka zwinnie i nieracjonalnie chwyciła tanio wyglądające pudełeczko. Przechyliłam je, odwróciłam. W środku marmoladowy blok. Ogromna ilość cukru. Niezdrowe i kuszące. Kuszące dzieciństwem.

Read more

Deszcz

Szarą czaplę różowiło zachodzące słońce

Pozornym chłodem spływał liliowy szal wieczoru

Musnął głowę, plecy i gęsto zaległ na ramionach

I w końcu ciężkie krople fioletowych słów zaczęły powoli kapać na papier

Pochyliłam się szybko, żeby nie uronić ani jednej…

Niecierpliwość

Próżno  usiłuję uładzić rozbrykane, rozbiegane stado myśli

Zamknąć w przewidywalność zdań

Tylko po co?

Kiedy wreszcie legną,  zziajane, zdyszane, syte wyobraźnią wrażeń, głodne wiersza

Same ułożą się w ogarniające mnie słowa.

Rozdarte serce

Jest wielkości dłoni. Kruche, oblane słodką czerwienią

Pachnie dobrocią przypraw i oczekująco świeci w słońcu

Rozdzielam je, z wahaniem,  na dwie nierówne części, podsuwam do kawy

Unosisz brwi w pytaniu. Nie, proszę sam wybierz…


“Kwiecista” dorada w zielonej bramie i mało tajemnicze DOC

Zardzewiała Zielona Brama nie obiecywała zbyt wiele, za to nazwa,  wypisana kredą na rozstawionej przed nią czarnej tablicy, brzmiała kwieciście: Floresta do Alcaide. Na mniejszej, trochę zamazanej, zawieszonej na oblazłej z żółtej farby ścianie, menu do dias.  Bardzo krótkie i zwięzłe: żeberka i dorada. Najwyraźniej te tablice zabierano po godzinach i wystawiano znowu następnego dnia. Jadłodajnia, czynna w niedzielę. Świetnie! Weszliśmy chętnie, nie tylko dlatego że byliśmy głodni. Coś w tej bramie kusiło przaśną zwykłością.  Bar, dobrze zaopatrzony, z błyszczącą ladą, zupełnie niepasujące do reszty do wnętrza. Stoliki zajęte, gwarno. Całe rodziny, trzy pokolenia, albo pary. Kilkoro przyjezdnych, nietutejszych, takich jak my, którzy chcieli się oderwać od tego, co oferuje się przy głównych ulicach miasta, ze sklepami wykazującymi, przyznaję, wielki kunszt marketingu portugalskich sardynek, albo smażonych pulpetów z dorsza, serwowanych na patyku. Od restauracji, przed którymi stoją naganiacze i gdzie nie zawsze je się adekwatnie do tego co się w nich wydaje. Od podretuszowanego kiczu, od pozoru, od atrapy.

Read more

Tarte citron versus pastel de nata

To jest tarta na bardzo kruchym spodzie,  wypełniona świetnie wyważonym smakowo, mało banalnym cytrynowym kremem, i zwieńczona półkulą z ubitego białka, na której wierzchu kusi mały kwadracik gorzkiej czekolady z literami “K e”, symbolem firmy: Maison Kayser, paryskiej patisserie, założonej przez Erica Kaysera. Maison Kayser to przede wszystkim dom dobrej bagietki, miejsce znane i lubiane w Paryżu. Śmiały i przemyślany podbój Nowego Jorku, miasta które trudno zawojować kulinarnie, bo ma wszystko, zaczął  Kayser zaledwie kilka lat temu. Od pierwszej lokalizacji na Upper East Side przy trzeciej alei. Nie tylko patisserie,ale i kawiarnia, w stylu odmiennym od tego co naokoło. W tym miejscu to się spodobało. Sukces. Udało się.

Read more