Próżno usiłuję uładzić rozbrykane, rozbiegane stado myśli
Zamknąć w przewidywalność zdań
Tylko po co?
Kiedy wreszcie legną, zziajane, zdyszane, syte wyobraźnią wrażeń, głodne wiersza
Same ułożą się w ogarniające mnie słowa.
Próżno usiłuję uładzić rozbrykane, rozbiegane stado myśli
Zamknąć w przewidywalność zdań
Tylko po co?
Kiedy wreszcie legną, zziajane, zdyszane, syte wyobraźnią wrażeń, głodne wiersza
Same ułożą się w ogarniające mnie słowa.
Jest wielkości dłoni. Kruche, oblane słodką czerwienią
Pachnie dobrocią przypraw i oczekująco świeci w słońcu
Rozdzielam je, z wahaniem, na dwie nierówne części, podsuwam do kawy
Unosisz brwi w pytaniu. Nie, proszę sam wybierz…
mogłabym zachować w dłoniach
ciepło niedosłownych słów, pastele uśmiechu
zapach oczekiwanej bliskości, lekki rysunek dotyku
Tylko po co trzymać jasność w ciemności…
Zardzewiała Zielona Brama nie obiecywała zbyt wiele, za to nazwa, wypisana kredą na rozstawionej przed nią czarnej tablicy, brzmiała kwieciście: Floresta do Alcaide. Na mniejszej, trochę zamazanej, zawieszonej na oblazłej z żółtej farby ścianie, menu do dias. Bardzo krótkie i zwięzłe: żeberka i dorada. Najwyraźniej te tablice zabierano po godzinach i wystawiano znowu następnego dnia. Jadłodajnia, czynna w niedzielę. Świetnie! Weszliśmy chętnie, nie tylko dlatego że byliśmy głodni. Coś w tej bramie kusiło przaśną zwykłością. Bar, dobrze zaopatrzony, z błyszczącą ladą, zupełnie niepasujące do reszty do wnętrza. Stoliki zajęte, gwarno. Całe rodziny, trzy pokolenia, albo pary. Kilkoro przyjezdnych, nietutejszych, takich jak my, którzy chcieli się oderwać od tego, co oferuje się przy głównych ulicach miasta, ze sklepami wykazującymi, przyznaję, wielki kunszt marketingu portugalskich sardynek, albo smażonych pulpetów z dorsza, serwowanych na patyku. Od restauracji, przed którymi stoją naganiacze i gdzie nie zawsze je się adekwatnie do tego co się w nich wydaje. Od podretuszowanego kiczu, od pozoru, od atrapy.
Read moreTo jest tarta na bardzo kruchym spodzie, wypełniona świetnie wyważonym smakowo, mało banalnym cytrynowym kremem, i zwieńczona półkulą z ubitego białka, na której wierzchu kusi mały kwadracik gorzkiej czekolady z literami “K e”, symbolem firmy: Maison Kayser, paryskiej patisserie, założonej przez Erica Kaysera. Maison Kayser to przede wszystkim dom dobrej bagietki, miejsce znane i lubiane w Paryżu. Śmiały i przemyślany podbój Nowego Jorku, miasta które trudno zawojować kulinarnie, bo ma wszystko, zaczął Kayser zaledwie kilka lat temu. Od pierwszej lokalizacji na Upper East Side przy trzeciej alei. Nie tylko patisserie,ale i kawiarnia, w stylu odmiennym od tego co naokoło. W tym miejscu to się spodobało. Sukces. Udało się.
Weszłam tu z powodu drzewka. Widać było, że za chwilę zacznie kwitnąć, ale już wydawało ten omdlewający, słodki, wciągający w ciepłą, południową bajkę, zapach. “To są gorzkie pomarańcze”, powiedział nasz znajomy, “kwitną kilka razy w roku”.Wiele z tych drzew nosi jeszcze owoce zrodzone zimą, a jednocześnie kwiaty obiecujące następne. Gorzkie pomarańcze…Tak świetnie smakują w marmoladzie, w dżemie. Zwłaszcza z dodatkiem imbiru.
Read morePastelowe oczekiwanie
Weszłam do świeckiej kaplicy i wiedziałam gdzie i po co wchodzę. Morgan Library Museum jest zaskakującym miejscem, zaskakującym łagodnie, ale potężnie. Nie ma w tym sprzeczności.
Chciałam nasycić oczy Renesansem. Florenckim Renesansem. A właściwie kolorami i gestami jednego obrazu: „Wizyty” Jacopo Pontormo.
Read more