To było wspaniałe popołudnie dla mnie i dla mojej książki. Przyjazna, ciepła atmosfera samego miejsca, a do tego pomoc najmilej widziana mojego brata i przyjaciół. Staszek Górka wspaniale recytował urywki i ozdobił to spotkanie piosenkami znakomicie wpisującymi się w atmosferę “czwartej konchy”.
“Deszczowy dzień w Nowym Jorku”, Woody Allen i malinowy sorbet
Na “Deszczowy dzień w Nowym Jorku” poszłam nie ze względu na to, że ostatni film Woody Allena został “wyklęty” w Stanach, ale z powodu Manhattanu. I już po pierwszych scenach zatęskniłam. Za zapachem, za widokami Central Park. To był Woody Allen, ale oglądany przez gazę, jak wielkie diwy kina. Wyciszony łagodny. Bardzo się cieszę, że Europa wzruszyła ramionami na super correctness Stanów Zjednoczonych. Niech oni sobie tam nie dopuszczają tego filmu na ekrany, my tu chcemy oglądać ostatni obraz wielkiego reżysera. Romantyczna komedia w nie przesłodzonym opakowaniu. Brak wielkich nazwisk na plakatach dobrze temu filmowi zrobił.
Read moreZagubiona Cate w filmie “Gdzie jesteś Bernadette”
Cate Blanchett jest Australijką i Amerykanką.
To nie jest żadna rewelacja. To prawda, że ja postrzegam ją jakoś bardziej jako Amerykankę, mimo że nie zapominam: jej mąż jest australijskim pisarzem, dzieli czas między oba kontynenty. Inaczej mówiąc jest w niej coś typowo amerykańskiego bo jest “skądś”.
Wczoraj zobaczyłam ją w jej ostatnim filmie: “Gdzie jesteś Bernadette”. Wszystko mogło było być okej. Początek odebrałam jako rodzaj sarkastycznej komedii na temat ludzi bez pieniężnych kłopotów i z nieco wymyślonymi problemami. Była denerwująca w swoich przerysowanych reakcjach, mąż korpo w Microsofcie. Też nie lubię Microsoftu. Tu ją rozumiałam ;))
Read more“Relaks” Międzywodzie
Kolejne spotkanie z “czwartą konchą”
Tym razem tuż nad brzegiem Bałtyku, na Pomorzu Zachodnim.
“Special treat” dla konchy znad Atlantyku!
Zapraszam, jeśli ktoś jest w pobliżu Międzyzdrojów, albo w samym Międzywodziu, w czwartek 22 sierpnia 0 19:30 do Sanatorium “Relaks”.
A gdyby było za zimno pływać w morzu, to jest do dyspozycji piękny basen…
Monstrum
Byłam wyczerpana, zmęczona, pogrążona w czarnych myślach. I tak już od kilku dni. Jadłam śniadanie. Bez apetytu. Obok mnie spoczywało Narzędzie. Nade mną unosiło się Monstrum.
Narzędzie było niewydolne, nieadekwatne, nieprzystające, niewystarczające. Monstrum wiedziało czego chce. Działało zgodnie z zaprogramowanym kodem, podstawowym komputerowym językiem, którego Narzędzie, co tu dużo, mówić, z natury swojej brutalnie i prymitywnie działające, nie rozumiało. A ja wiedziałam: Monstrum chciało nami zawładnąć. Właściwie już nami po części zawładnęło. Wiedziałam że muszę coś zrobić. Działać. Chronić moją rodzinę!
Spotkanie “Pod Sowami”
Atlantycka koncha wylądowała na żoliborskim brzegu!
Zapraszam na kolejne spotkanie z moją pierwszą książką, o godzinie 19:00, w czytelni Pod Sowami, na ul. Generała Zajączka 8 w Warszawie.
WED, AUG 7 AT 7 PMSpotkanie autorskie z Anną Kłosowską
Motyl i ćma
Cytrynowy, niesforny, wlatuje z żarem dnia
i beztrosko mnie opuszcza, za szybko, żeby przyzwyczaić do ciepła
Beżowa, elegancka, krucha, przedziera się ku zdradzie światła
tak zdecydowanie, że przyzwyczaja mnie do zagłady
Kiedy
kiedy
łza spadła na spokój snu
usłyszałam
kiedy
uśmiech porwał mnie w ramiona
poczułam
kiedy
słowo zabolało…
nie wiedziałam
Zapraszam na spotkanie w “Skamiejce”
Spotkanie z “Czwartą Konchą”, pierwszą książką Anny Kłosowskiej w restauracji “Skamiejka”
Wtorek, 30 lipca o 19:00,
Ząbkowska 37, 03-736 Warszawa
Gigondas, czyli Wielka Przyjemność
Stałam przed półką z winami. Musiałam trochę zadrzeć głowę, żeby przyjrzeć się etykietce, Bo to była butelka z za wysokiej, jak na mój wzrost, półki.
Gigondas. Żabi skok od Châteauneuf-du-Pape, U podnóża łańcucha Dentelles – gór “koronek”.
Nie kupuję win z regionu, w którym bardzo niedawno piłam je w miejscu ich narodzin, we właściwym im kontekście. Dlaczego? Bo mi się to jakoś nie sprawdza. Czuję rozczarowanie po takiej konfrontacji. Więc i tym razem postąpiłam zgodnie z tą może nie zasadą, ale rodzajem własnego zalecenia wobec siebie, i nie musiałam wspinać się na palce, bo nie sięgnęłam nawet po Gigondas z wyższej półki w Leclercu na Ursynowie.