
“Ziemianie”
https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
Siedzieliśmy na wydmie. Za nami ściana mangrowców. Przed nami wielkość oceanu. Widok poza horyzont w dal nieogarnioną. W dal, której nie umiemy sobie wyobrazić, tak ogranicza nas patrzenie tylko pod własne stopy, tylko tuż przed siebie.
A tam, dalej, jest wieczność. Trwanie. Bycie ponad wszystko. Ale trudno nam to ogarnąć, żyjemy na swoich skrawkach, w swoich przestrzeniach, światach, zamknięciach. W swoim ograniczeniu.
Nie, to nie jest żadna krytyka ani wysuwanie własnego nosa dalej niż inne nosy sięgają! O nie!
A więc siedzieliśmy tak z Przyjacielem i czekaliśmy na zachód. Siedzieliśmy po wschodniej stronie Florydy, w Pompano Beach, ale zachód obserwować można i na wschodzie. Barwy gęstnieją, przenikają je promienie słabnącego słońca z tamtej strony. Kolory grają zanim niebo zasnują granaty i szafirowa czerń. Przy pełni zupełnie inna historia, rodzaj konkursu piękności. Słońce nie ustępuje uparcie i do ostatka, aż w końcu ulega jemu, Księżycowi, oddaje mu berło panowania…Osobne opowiadanie.
Siedzieliśmy tak i ja zapytałam:
– Jakie jest twoje ulubione miejsce na Ziemi?
Myślałam, że odpowiedź jest prosta: tu i teraz. No może jest kilka takich tu i teraz, ale usłyszałam coś zupełnie innego:
– Ziemia. Przyjaciel zrobił ruch ręką, taki ogarniający, kolisty, miękki. – Ziemia Aniu, powtórzył.
Nasza Ziemia, nasza planeta. Całość.
– Nie mamy innego miejsca. Przynajmniej na razie, więc ona, Ziemia, jest moim ulubionym, ukochanym, jedynym miejscem. Może kiedy Musk albo pewno wcześniej Chińczycy oswoją, co mówię w cudzysłowie, bo wiesz, że nie uznaję tego myślenia o zagarnianiu i opanowywaniu czegokolwiek, może kiedy zagospodarują Marsa albo i inne planety, może wtedy będzie wybór. Ale na razie jest ona, tylko jedna. Nasza Ziemia. I to jest moje ulubione miejsce. Tu chcę żyć i odejść. Chciałbym, żeby trwała.
– Na Marsie bylibyśmy emigrantami z Ziemi, włączyłam się po chwili, Marsjanami, kolonizatorami? Kolonami na pewno. I zacząłby się ten sam proces, ten sam rodzaj ewolucji co tu na naszej planecie. Miałby inny wymiar, ale to byłoby to samo, nasze ludzkie rozumowanie: zagarnęliśmy, jest nasze. Tam, gdzieś na innych planetach, nie ma stworów jak my, jednak nie możemy powiedzieć, że należą do nas tylko dlatego, że masa pieniądza, żądza panowania i ucieczka przed zniszczeniami, jakich tu dokonujemy, pchnęła nas w ich kierunku…
– I to jest smutne, prawda? Nie umiemy zmienić naszego myślenia, tkwimy w schematach, które sami ustanowiliśmy, ale które kruszą się pod naporem rzeczywistości. Dlaczego nie umiemy wyjść poza schematy? Dlaczego na przykład szukamy innej cywilizacji, inteligencji czy technologii używając kryterium wody i węgla? Może istnieje inne kryterium, na pewno istnieje, którego nie pojmujemy.
To ten nastrój, ten wieczór, ten ocean, jego nieskończoność zainspirowała naszą rozmowę. Rozmowę na temat wyobrażania sobie czegoś innego.
Przyjaciel ujął moją dłoń. Często tak robi, kiedy chce, żebym skupiła się tylko na jego toku myślenia.
– Czy w ogóle pochodzimy z Ziemi? Zastanawiałaś się nad tym? Czy może jesteśmy wynikiem jakiegoś przeszczepienia życia, drobinek życia, wiem, że mówię nie w terminach fachowej astrobiologii, ale przecież oboje jesteśmy dyletantami w tej dziedzinie, bardzo nowej dziedzinie nauki. Niemniej mamy prawo się zastanawiać, nawet jako kompletnie nieobeznani z jakąkolwiek nauką w tej dziedzinie.
– Czy w ogóle pochodzimy z Ziemi, czy naszego życia na tej planecie nie zawdzięczamy jakimś obrotom ciał niebieskich poszturchujących się nawzajem miliardy, miliardy lat temu? Tak, to też możliwe i ciekawe jako teoria naszego byciu tu.
– I jeśli tak jest, to z pewnością mamy wielką szansę, że jakieś „bratnie” i” siostrzane” cywilizacje gdzieś istnieją. Mam nadzieję, że nie słuchają nas wielkie umysły astronomii i pokrewnych dziedzin! Przecież to rozmowa na poziomie Ziemian, którzy usiłują myśleć trochę dalej niż ten horyzont. Na poziomie Ziemian. Zwykłych Ziemian.
Przyjaciel wskazał na dal ciemniejącego oceanu.
-Wiem doskonale o co ci chodzi. Życie może istnieć gdzie indziej choć w innej formie, nierozpoznawalnej dla nas, nie do wyłowienia przy użyciu naszej technologii. Nie do przyswojenia przez nas mentalnie. Ziemia jest stara, a nasza technologia bardzo młoda, przechodzi okres dojrzewania. Taki rozrabiający nastolatek. Trudny okres, jak każdy okres wczesnego rozwoju…
– I możemy poza ten etap nie wyjść, jeśli…
Zaprzeczyłam ręką. – Nie idźmy nawet hipotezami w tym kierunku!
– Jeśli nie będziemy myśleć w kategoriach Ziemi, planety, a nie w kategoriach grup interesów, państw, wspólnot, nie wiem czego tam jeszcze… Jesteśmy przede wszystkim, przede wszystkim Ziemianami, dopiero potem Amerykanami, Polakami, mieszkańcami Amazonii…, członkami Unii Europejskiej czy NATO, szefami korporacji, właścicielami czegoś tam, trybikami w wielkich, wielkich systemach. A tak myślimy!
Jeśli życie istnieje w wiecznych zmarzlinach, w gorącu wulkanicznej lawy, jeśli na dnie oceanu rozwijają się i kwitną całe ekosystemy, a przecież do bardzo niedawna mówiono nam z całym przekonaniem naszej wiedzy, że w tych miejscach życie rozwijać się nie może. Że są to obszary jałowe…
– To życie może istnieć i na niemożliwie gorącej Wenus, jasnej planecie, na którą NASA wysyła dwie ekspedycje. Za parę lat. Znowu będziemy wiedzieć więcej.
– Bezpośrednie komunikowanie się z innymi formami istnienia gdziekolwiek one są, nie będzie możliwe. Czas, ziemski czas dotarcia, jeśli w ogóle, sygnału w odpowiedzi, może zająć tyle co trwanie samej cywilizacji. Jednak z przekazu, choćby jednostronnego, moglibyśmy się tyle nauczyć. Tak jak uczymy się z kultury starożytnej Grecji czy Rzymu, mimo że jest to przekaz jednostronny. Jednak on istnieje i jest źródłem naszej wiedzy. Źródłem ciągłości naszego życia tu i teraz.
Kiedy taki sygnał do nas dotrze, sygnał od cywilizacji na pewnym poziomie technologii pozwalającej go wysłać, może ona już być przeszłością, ale wiele powiedzieć nam o naszych możliwościach trwania i przetrwania. Taka archeologia przyszłości…jest takie pojęcie wśród astrofizyków i astrobiologów.
Zapadała noc. Poszliśmy w kierunku parkingu.
Samochód stał pod rozłożystą królewską poincjaną. Delonix regia. To nazwa łacińska, języka przeszłości, z którego korzystamy do dziś.
Spowita w pomarańczowe, buchające intensywnością koloru kwiaty. Taki narzucający się kolor, szaleństwo, bogactwo, żywiołowość, radość kwitnienia, istnienia. Bujność nieokiełznanego życia. Nieograniczoności, jak ocean, który połyskiwał teraz srebrną łuską księżycowego światła.
Księżyc, ciało niebieskie krążące wokół Ziemi. Jeden jedyny. I Ziemia, nasza planeta. Tylko jedna, zamieszkana przez nas, Ziemian…