Anna Kłosowska, Opowiadania: “Drzewko wielkanocne”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://www.youtube.com/channel/UCuixFLRvCpieaardRn4UEPg/

Kiedy przylatuje się z nowojorskiego chłodu w ciepło florydzkiej zimy albo wczesnej wiosny, kwitnie tabebuia aurea. Bezlistne gałęzie oblepiają pęki żółtych, niewielkich, kielichowych, wielopłatkowych kwiatów. I ten widok wprawia w odpowiedni nastrój.

Tabebuia nie tylko zapowiada wiosnę, ale i ozdabia pełnym, bogatym kolorem, idealnie wpisującym się w święta odnowy, odrodzenia przyrody. Nowego początku.

Jej domem jest subtropik. Do nas przywędrowała z Kuby i Hispanioli. Uprawiana jest dla tej burzy jasnych, delikatnych kwiatów, odcinających się jaskrawo i rześko od błękitnego nieba. Rozprzestrzenia się łatwo i poza kontrolą człowieka, przechytrza go, bo produkuje drobne lekkie nasiona, które unosi, sprzymierzony z nią, wschodni wiatr.

Tabebuia, ze względu na czas kwitnienia, wiosenny kolor kwiatów, no i niesłychaną płodność, stała się moim prywatnym skojarzeniem ze świętami odrodzenia przyrody. Moim wielkanocnym drzewkiem o kwiatach w kolorze żółtka.

Angielskie Easter pochodzi od Eostre, bogini płodności, odnowy. Jej święto na północnej półkuli przypadało na okres zrównania dnia z nocą. Jajka uważane były i wtedy, i teraz za symbol życia, początku. Ale dopiero w Średniowieczu zaczęto je dekorować i spożywać po wielkanocnej mszy.

I tak tradycja pogańska splotła się z chrześcijańską w jednym z piękniejszych rytuałów. Jajka dekorujemy do dziś. Może robimy to w sposób mniej pracochłonny, ale trzymamy się tego obyczaju. No i dodaliśmy stosunkowo niedawno jajka czekoladowe. Jako dziecko dostawałam takie wielkie, zawinięte w złotą cynfolię i starannie przewiązane czerwoną wstążką. W środku żółciutki kurczaczek i jajeczka pełne pysznego kremu! Jak cudownie było czekać, aż Mama pozwoliła je w wielkanocną niedzielę otworzyć!

– Jestem otwarta na wielkanocne propozycje! Roześmiałam się, kiedy Darleen zapytała, czy nie chciałabym jej pomóc w zorganizowaniu naszego, osiedlowego egghunt, polowania na czekoladowe jajka. Nie miałam też nic przeciwko zjedzeniu kilku! Nie zamierzałam się opierać tradycji!

Darleen ma trzy córki, a te trzy córki mają po dwie maleńkie, słodkie córeczki. Dla najmniejszej z nich będzie to pierwsza wielkanocna impreza! Życie małej Sary rozpoczęło się w drugim miesiącu pandemii, w czasie, kiedy niczego nam nie było wolno. Darleen wybrała się jednak samochodem na drugi koniec Stanów, do swojej średniej córki, która spodziewała się lada moment rozwiązania i wpadła w przerażenie, że coś może pójść nie tak, że może zarazić się w szpitalu, zarazić swoje dziecko.

Darleen nie zatrzymała się po drodze na nocleg ani jedzenie. Stawała w miejscach bezpiecznych, czyli odizolowanych i jadła to, co z sobą wzięła. Zdawała sobie sprawę z nieracjonalności swojego postępowania. Z nieracjonalności, którą pokonało matczyne serce: musiała być z zaniepokojoną, zestresowaną córką.

To był kwiecień 2020.

Jechała dwadzieścia cztery godziny. A na końcu tej podróży była już maleńka Sara. Wybrała się na świat trochę wcześniej. Zaskoczyła rodzinę. Zaskoczyła Darleen!

Craig, mąż Darleen, zapukał tego wieczoru do moich drzwi. Był tak uradowany. Twarz mu promieniała. W ręku kurczowo trzymał telefon. Stał w maseczce, w odległości paru metrów ode mnie.

– Muszę ci ją pokazać. Chociaż z daleka. Naszą śliczną księżniczkę. Wyobrażasz sobie: Darleen właśnie tam jedzie, ma przed sobą jeszcze kilka godzin jazdy, a nasza mała już jest na świecie! Napisałem jej, żeby jechała spokojniej, wiem, że serce jej się wyrywa do małej!

Spojrzałam na zdjęcia. – Zdrowa, śliczna i cała. Cudowny prezent na tę pandemiczną Wielkanoc!

Craig roześmiał się. – Dzieci wiedzą, kiedy się pojawić. Wiesz, tak zawsze mówi moja mama. I powinny być zawsze przyjmowane na tym świecie z miłością, niezależnie od tego co się dzieje!

Taka była ta zeszłoroczna Wielkanoc Darleen i Craiga, ich średniej córki i malusieńkiej Sary. Nowe życie. W środku COVIDu, w środku pandemii, niewyobrażalności, śmierci, przerażenia i niedowierzania, że w tym wszystkim jesteśmy, uwikłani w życie, takim jakim jest nam dane, takim, jakim przyjąć je musimy.

Dopiero zaczynaliśmy się przyzwyczajać, z wielkim lękiem i trudem, z wahaniami, opierając się, buntując i blokując, do tego zawieszenia w jakim się wszyscy znaleźliśmy. Ile to potrwa, zastanawialiśmy się. Tygodnie, miesiąc, rok, długi czas?

Teraz wiemy, że ta „przymiarka” do nowego życia to niemożliwość do powrotu „sprzed”, ale umiemy się lepiej obchodzić z tym nowym. Nowym niechcianym, niepolubionym, ale akceptowanym z konieczności. Po ogromnych kłopotach z przyswojeniem i oswojeniem się.

Rok temu tabebuia okwitła tuż przed Wielkanocą. Pamiętam to doskonale, bo obsypała mnie kwiatami. Szłam przez niewielki park, w którym rośnie ich kilka, ale jedna jest wyjątkowo rozłożysta. Szczupły pień o szarawej, głęboko spękanej, chropowatej korze, a nad nim ciężka korona złota. W momencie, kiedy podchodziłam poryw wiatru sprawił, że zaczął na mnie padać deszcz złocienia, niewielkich kwiatów. Wirowały wokół mnie w ostatnim tańcu. Pięknym tańcu skończoności. Pokryły szmaragdową trawę aksamitnym dywanem. Było w tym coś urzekającego i smutnego zarazem. Spojrzałam w górę. Kwiaty stale opadały, ale między nimi, na gałęziach pojawiły się już strąki. Nasiona. Nowe życie. Symboliczne odchodzenie i początek. Uśmiechnęłam się sama do siebie: niepoprawna romantyczko, pomyślałam!

W tym roku do Darleen i Craiga przyjeżdżają na Wielkanoc wszystkie córki, ich mężowie i sześć wnuczek.

Ustaliłyśmy, że zrobimy całą imprezę w małym parku. Dzieci będzie sporo, „ale w granicach rozsądku”, jak powiedziała Darleen. Nie wiedziałam co to znaczy, ale zrozumiałam, jak ważne jest uzgodnienie pewnych pojęć, kiedy mój wzrok padł na wielkie pudła z czekoladowymi jajeczkami. Sądząc po nich „sporo” oznaczało dla nas obu coś innego.

Ale jakież to miało znaczenie: im więcej dzieci, tym więcej zabawy. W tym roku będzie prawdziwe szaleństwo dla maluchów.

Z boku leżały dwa okrągłe pudełeczka.

Darleen podążyła za moim wzrokiem.

– A to Anno, dla naszych piesków. One też należą do rodziny! I też mają Wielkanoc. To dla Niuni i mojej Sophie. Przecież nie zostawimy ich w domu, prawda?

Roześmiałam się. – No to będzie nas rzeczywiście sporo!

Wielkanoc 2021.

Sara skończy rok, już chodzi i będzie wśród innych dzieci. Uzbrojona w kolorowy koszyczek uda się na słodkie polowanie, na poszukiwanie czekoladowych jajek ukrytych pod palmami, bugenwillami, jaśminowcami i drzewami tabebui, których żółte kwiaty pokrywają pękami bezlistne drzewa.

Jakby po swojemu świętowały.