Wybuch Wezuwiusza w wersji Cyntii

Wróciłam do listów Pliniusza Młodszego. Wracam wybiórczo i z ochotą do rzymskiego świata pierwszego wieku naszej ery. Ile w nich skalkulowanej publicystyki, ile obrazków z życia codziennego, ile rozważań, które wcale się przez prawie dwa tysiące lat nie zmieniły. Czy świat jest niereformowalny czy coś robimy od wieków nie tak…

Pliniusz Młodszy nie był synem Pliniusza Starszeego, niezwykłego Rzymianina, którego jedyne zachowane w całości dzieło „Historia Naturalna” w 37 tomach traktujące o kosmologii, botanice, biologii umieszcza go w panteonie wielkich. Był synem jego siostry. Wuj opiekował się i czuwał nad siostrzeńcem, który ojca stracił wcześnie i w końcu przejął jego nazwisko i majątek. Z pewnością przynależność do osadzonej, zasobnej warstwy średniej, ekwitów, dała mu lepsze szanse, ale mógł też nie studiować prawa, nie być obywatelem z poczuciem misji, zaangażowanym w sprawy Imperium…

Młodszy urodził się w Comom, obecnym Como nad jeziorem o tej nazwie, ale latem 79 roku przebywał z matką u wuja, dowódcy eskadry rzymskiej floty, w Misenum (Capo Miseo) na północ od Neapolu. Było popołudnie. Wuj zdążył już być na świeżym powietrzu, wziąć zimną kąpiel, zjeść w półleżącej pozycji obiad i właśnie zabrał się za pracę (był pracoholikiem), kiedy siostra zwróciła jego uwagę na wielką chmurę ciągnącą znad Neapolu. Poprosił służbę o przyniesieniu mu butów i udał się w miejsce, skąd mógł lepiej obserwować niespotykane zjawisko. Z Misenum widać Wezuwiusz, ale wczesnym popołudniem 24 sierpnia ani wuj, ani matka Pliniusza Młodszego nie byli w stanie rozpoznać skąd dokładnie nadchodziła chmura o niespotykanym kształcie. Wyglądała jak ogromna, wciąż rosnąca pinia, której pień unosił się wysoko rozgałęziając w płaski parasol. Później nazwano ten rodzaj wulkanicznego wybuchu pliniuszowskim.

W 79 roku Pliniusz Mlodszy miał 17 lat. Opisał wybuch wulkanu w kilka lat później, we wszystkich jego fazach i szczegółach w liście do Tacyta, wielkiego rzymskiego historyka. Niemniej zapiski zrobił w czasie i zaraz po tragedii posługując się tym co sam widział i co widzieli inni z jego otoczenia.

Ale to wszystko wstęp. Tę właśnie, choć nieco rozszerzoną opowieść, przerywaną istotnymi i wspierającymi ją czynnościami jak przygotowywanie herbaty, układanie na stoliku z okrągłym szklanym blatem różnych kuszących dobroci (nie piszę łakoci, bo to brzmi tak niezdrowo!), pocieszaniem naszych piesków, że pójdą później na spacer, kuszeniem siebie nawzajem lodami „podwójnie czekoladowymi”, które wspaniale nakręcają moją wyobraźnię… a więc tę opowieść zaserwowałam Cyntii, mojej bliskiej znajomej. Pretekstem była jej podróż do Włoch, pobyt w Neapolu i zwiedzanie ruin Pompei.

Nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji!

Tydzień po pamiętnym wydarzeniu, podczas którego przez nieuwagę pochłonęłyśmy sporą ilość daktyli Medjool (o lodach double chocolate nie warto wspominać), telefon. Mam przyjechać. Kiedy? No najlepiej zaraz. „Mam niespodziankę i muszę ci pokazać”.

Cyntia lubi „lepić”. Tak jak ja lepię swoje kwartyny ze słów, czasem postrzępionych, czasem gładkich, tak ona używa pasem rozwałkowanej gliny do swojej twórczości. Najlepiej odpowiadają jej brzydkie, na nic się już nikomu nie nadające skrawki.

Podobno natchnęłam ją swoim opowiadaniem i „zobaczyła” w kilku kawałkach nieprzydatnej nikomu gliny swoją impresję na temat wybuchu Wezuwiusza. Nic dosłownego. Jej wizja…

Wieczorem stałam przed nią. To znaczy przed Cyntiaa i jej artefaktem w wypalonej glinie pokrytej glazurą.  Warstwy ceramiki nałożone grubo, prawie natrętnie na cylindryczną ziejącą pustką formę. Poszarpane ostre brzegi. chmury, popiół, bryłki pumeksu (to moja wyobraźnia!).

Cyntia wyleciała następnego dnia z wilgotnej, nasyconej zielenią pory deszczowej Florydy do Rzymu, a ja wróciłam do listów Pliniusza Młodszego.

Ostrodzioba liburna Pliniusza Starszego pomknęła popołudniem 24 sierpnia 79 toku, przy sprzyjającym wietrze, w stronę Neapolu. Następnego dnia nie mogła wrócić z powodu wielkiego sztormu, przeciwnych wiatrów. Pliniusz Starszy zginał, kiedy po wybuchu i chwilowej przerwie, rozpętało się piekło gorących wulkanicznych gazów. Znaleziono go, lezącego pod warstwą popiołu i drobnych kawałków pumeksu, jakby spał… 

Pliniusz Młodszy mógł popłynąć z wujem, został jednak z matką w Misenum. I dzięki temu, że zamierzał się pogrążyć w czytaniu, a nie przygodzie, mamy jego świadectwo o wypadkach sprzed prawie dwóch tysięcy lat.