Wcześnie rano. Półcienie. Rześko. Czułam się jak w zaczarowanym lesie, nad wodą źródlanie czystą, ale niesamowitą. Wodne oko otaczały florydzkie cyprysy, jak czarownice przygotowujące tajemniczy napój. Trochę dreszczyku niesamowitości, skrzyżowanie poezji romantycznej z (nieupiorną!) powieścią gotycką!
A może po prostu było mi chłodno i czekałam na słoneczko …
Odjechaliśmy z południa Florydy na północny zachód, w przestrzeń trochę niższych temperatur. W parku Manatee Springs w Chiefland lubią o tej porze przebywać karaibskie manaty. Ssaki o uroczym misiowato niezgrabnym, rozczulającym wyglądzie. Upodobały sobie wody wschodniego wybrzeża Florydy. Kiedy robi się chłodniej przemieszczają się między innymi do krainy ciepłych źródeł, gdzie temperatura nigdy nie spada poniżej 20 stopni C. Tajemnica manatów jest bardzo prosta: mają wielkie ciała, do półtorej tony, ale warstwę tłuszczu znikomą, więc w chłodniejszych wodach im nieraźnie…doskonale to rozumiem. Trzymają się blisko rzek i w Manatee Springs przesiadują (jeśli tak można powiedzieć) w niewielkim akwenie graniczącym ze znacznie chłodniejszą Suwannee River, legendarną, rzeką Południa, która uchodzi w wody Zatoki Meksykańskiej.
Zajęta podglądaniem manatów nie zrobiłam im fotek. Leżały wygodnie wyciągnięte w przezroczystej wodzie tuż przy płytkim brzegu. Dwa wielkie ciała i jedno nieco mniejsze. Cała trójka co kilka minut wychylała nos, żeby nabrać powietrza. Manaty mają nosy ustawione wysoko, tak, że nie muszą się wynurzać z ciepełka. Tylko krótkie parsknięcie, rozprysk wody i kręgi po niej oznajmiają ich obecność. Stałam zafascynowana słuchając opowieści leśnika. „To dwie samice i cielaczek”. Wskazał na biały zygzak na grzbiecie jednej z nich. „Ślad po śrubie motorówki”. Widziałam takie ślady styczności manatów z człowiekiem już wcześniej. „Wystarczyłoby zabezpieczyć śrubę otoczką, a najlepiej drucianą klatką, niewielki koszt a wielki pożytek…” dodał mój leśnik/opowiadacz. „Ale nie wszyscy to robią”, pomyślałam. Manaty są dobrymi, zwinnymi i szybkimi pływakami. Dzielą jednak przestrzeń życiową z ssakiem najpotężniejszym i najbardziej aroganckim: człowiekiem. Mimo oznaczeń, często widzę motorówki, jachty wpływające do zatok i przystani z szybkością większą od dozwolonej. A to ulubione miejsca manatów.
„Ta z blizną jest matką cielaczka. Spójrz jak ten mały stara się być najbliżej jak może swojej mamy”.
Podeszło do nas kilka osób. Rodzina na wycieczce. Z Minnesoty. To tłumaczyło ich krótkie rękawki i szorty! My byliśmy ubrani trochę cieplej. Leśniczy zaczął swoją opowieść na nowo. Dwoje dzieci wpatrywało się w wodę. „Jaki słodki ten maluszek”. Dziewczynka przyłożyła w zachwycie rączki do buzi. „Maluszek” o wadze pół tony!
Słońce wyszło zza chmur. Zrobiło się złociście, miękko, łagodnie. W tle nieogarnięte jeszcze ochrą liście usiłowały zaistnieć znikomą, zimową zielenią. Florydzkie cyprysy, zwane „łysymi” sterczały sztywno, jakby na straży spokoju wielkich, łagodnych ssaków (to wegetarianie!), ale teraz wyglądały raczej na wróżki przybrane w szarozielony tiul hiszpańskiego mchu niż na czarownice.
Anna Kłosowska