– „Ten kto sprawi, że uwierzysz w nonsens może też sprawić, że popełnisz okrucieństwo”. Nie jestem pewna cytatu, znalazłam w Internecie oczywiście po angielsku, nie we francuskim oryginale. Nie starałam się dochodzić skąd te słowa, z jakiego dzieła, utworu, listu, rozprawy. W każdym razie to Wolter i te słowa są na czasie. Brzmią jak ostrzeżenie przed łykaniem i braniem za prawdę wszystkiego co chce się prawdą nazwać. Przed rodzajem dominacji, pozwoleniem, aby ktoś narzucił ci swoje myślenie, kierował tobą. Przed brakiem samodzielnego myślenia, mieniem własnego zdania.
Cyntia mówiła z takim zaangażowaniem, że nie ośmieliłam się przerwać.
– I to będzie na mojej kolejnej glazurowanej wypalance.
„Glazurowane wypalanki” to tworzone przez nią ceramiczne przedmioty, często z przesłaniem. Lepione, dopełniane, przerabiane, dziurawione, jeśli trzeba, poddawane torturom prasy i innych narzędzi. Powstają niejednokrotnie w bólu i męce czynności powtarzanych nie z chęci osiągnięcia perfekcji a odzwierciedlenia tego co myśli. Lubię je brać do ręki w różnych fazach ich powstawania, kiedy nie są jeszcze gotowe, ale już przemawiają swoim własnym językiem. Kiedy glina wypalona w piecu, chropowata, czeka na dalszy ciąg, na stanie się czymś, co Cyntia sobie w tym momencie założyła. Nie zakłada sobie jednak całości z góry. To co robi jest raczej emocjonalną reakcją przekazaną nie za pomocą własnych słów, jak ja bym to zrobiła, a wyciśniętą, włożoną w ceramikę. Reakcja na strzelaniny w szkołach, na przelew krwi, na manipulowanie naszymi umysłami. Na przemoc, na…Na tyle “na”.
Whoever can make you believe absurdities can make you commit atrocities.
„Ci, którzy mogą sprawić, że uwierzysz w nonsens, mogą sprawić, że popełnisz okrucieństwo”. Słowa przypisane Wolterowi. Ja miałam za zadanie ten cytat wyłowiony z cyberprzestrzeni sprawdzić („żeby nie okazało się coś głupiego, wiesz”).
To długi cytat i dużo pracy trzeba, żeby żółtymi literami powstał na glazurowanym brązowym tle. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby powierzchnia była równa, ale nie o jakiś rodzaj plakietki Cyntii chodzi. Raczej o to, żeby się tym słowom przyjrzeć, pochylić się nad nimi, „zajrzeć do ich środka”. Gdyby użyła powierzchni gładkiej nie byłoby to jej zdaniem możliwe.
Uwierzyć w nonsens? Zastanawiam się nad tym, nie powołując się na wielkiego prowokatora Oświecenia, François-Marie Arouet, który tworzył jako „de Voltaire”, pisał anonimowo, kiedy uważał za zbyt niebezpieczne by czynić inaczej, siedział za pomówienie w Bastylii i imał się wielu sztuczek by wywinąć się spod mocy królewskich nakazów i ludzkiej ignorancji.
Uwierzyć w nonsens! W absurd, w bzdurę, w głupotę, brednię, dogmat. Uwierzyć i z tego powodu być w stanie popełnić przestępstwo, wejść w przestrzeń ferowania niesprawiedliwych, niesłusznych, niepopartych racjonalną argumentacją wyroków, dochodzić do emocjonalnie naszpikowanych negatywizmem wniosków.
Kilka dni temu oglądałam prace Aoyamy Hina. Delikatne jak chuchnięcie oddechu na zimnej szybie. Rodzaj tak precyzyjnych, tak efemerycznych, koronkowych wycinanek z czarnego papieru, że trudno sobie wyobrazić narzędzia i ludzkie ręce, które je tworzą.
Wśród nich cytat z Woltera. Litery łączą się w eleganckim piśmie prowadzonym kursywą wśród ażurowych liści, kwiatów.
Aoyama pochodzi z Jokohamy, ale mieszka w Ferney-Voltaire, na południowym wschodzie Francji, nad granicą ze Szwajcarią. W dziesięciotysięcznym mieście, z którego bliziutko do Genewy. Ferney żyje Genewą, wielu pracowników międzynarodowych organizacji mieszka w tych okolicach nadając miastu polor wielokulturowości. W latach 1758-1778 przeniósł się tu Wolter, którego Aoyama ceni, ponieważ „umiał realizować swoje zamierzenia mimo lekceważenia i wręcz wzgardy jaką mu okazywano”.
Ludwik XV zakazał Wolterowi przebywania w Paryżu i wtedy udał się on do Szwajcarii. Kalwinowska Genewa mu nie odpowiadała i nawet piękna posiadłość Les Délices (Delicje), nie osłodziła życia. W końcu osiadł w Ferney. Nabył tam pałac wraz z kojącym otoczeniem. Wprowadził nowoczesne sposoby uprawy, założył manufaktury garncarskie i zegarmistrzowskie. Innymi słowy „uprawiał swój własny ogródek” zgodnie z filozofią przedstawioną w „Kandydzie”. Mistyfikator stał się rodzajem patriarchy, mentora i guru miasta, w którym spędził ostanie dwadzieścia lat swojego życia. Samotnik z Ferney przyjmował tam różnych gości, zarówno ekonomistę Adama Smitha jak i weneckiego awanturnika Giacomo Casanovę. Były to pielgrzymki raczej niż odwiedziny.
To tam po ponad dwóch i pół wiekach odnalazła go i jego wolnomyślicielstwo, jego wołanie o tolerancję religijną, o otwartość, Japonka z Jokohamy, Aoyama Hina. Wolterowskie cytaty spowite w roślinne upiększenia znalazły sobie dom w misternych wycinankach z czarnego papieru origami. Koronkowa praca, pełna poświęcenia, przy której, jak mówi, wpada w stan medytacji…Hino nigdy nie podpowiada, nie wyjaśnia, dlaczego wybiera dane słowa. Pozwala odbiorcy dywagować.
Moja przyjaciółka Cyntia znalazła cytat Woltera na Florydzie czytając komentarze w „The Washington Post” online. I dopisała własny, wypalając jego słowa na glazurowanej glinie „jako przestrogę”.
Tyle, że to niezupełnie wolterowskie słowa!
Doszukałam się ich. Filolodzy tak mają. Tropią aż znajdą.
Francuski oryginał jest osadzony w bardzo precyzyjnym i koniecznym do zrozumienia go kontekście. Wolter napisał w 1765 roku w Genewie zbiór listów „o cudach”. Rodzaj polemik, pamfletów. Zrobił to anonimowo. Nie miał nigdy dobrych notowań u żadnej władzy ani świeckiej, ani kościelnej. W zbiorku głosił, że indoktrynacja, jakakolwiek, ale zwłaszcza religijna, narzucanie myślenia, jakiekolwiek, prowadzi do popełniania błędów, do niesprawiedliwości, do fałszywego odbioru, do skrajnego myślenia, które nie jest własnym. Jest narzucone. Nie używa jednak słowa „okrucieństwa”.
Internauta, który „doprawił” angielski przekład stworzył więc apokryf, choć ja twierdzę, że raczej aforystyczną wersję, wzmocnioną. I ta wersja znalazła się po francusku (przełożona z angielskiego!), na platformach społecznych tej części naszej planety, która językiem Woltera się posługuje. Rozpętała się burza, krytyka jak to można przypisać autorowi „Kandyda” słowa, których nigdy nie napisał. A w rezultacie źródłem wszystkiego był podwójny i podkolorowany przekład. I jak to teraz jest, szybkie rozpowszechnienie „cytatu”.
To nie apokryf a raczej (nad)interpretacja. Oryginał francuski, który znajduje się w jednym z „listów o cudach”, brzmi w wolnym przekładzie:
„Z pewnością ten, kto sprawi, że uwierzysz w nonsens, może sprawić, że staniesz się niesprawiedliwym”.
Staniesz się stronniczym, będziesz podchodzić arbitralnie, bo wierzysz w podany ci nonsens! Wolterowi zawsze i wszędzie chodziło o propagowanie tolerancji (przede wszystkim religijnej) i wolności myślenia. Pisał te słowa w Genewie, gdzie obowiązywał obostrzony kodeks Jana Kalwina, protestanckiego kaznodziei.
Jeżeli nie poddajesz w wątpliwość nakazów, to nie możesz się sprzeciwić, walczyć z niesprawiedliwością, okrucieństwem jakie ze sobą niosą. Konsekwencją ulegania dominacji jest pozbawianie cię możliwości wyboru, czynienie niesprawiedliwości.
Wolter jest teraz często cytowany, czytany, analizowany. Sama wróciłam do „Kandyda, czyli optymizmu”, satyrycznej powiastki, którą pierwszy raz czytałam dawno temu w pysznym przekładzie Boya-Żeleńskiego. Wolter był wielkim myślicielem Oświecenia, głosicielem tolerancji w każdej dziedzinie, ostrzegał przed fanatyzmem, ekstremalną interpretacją w dziedzinie religii, polityki…Cieszyłby się z pewnością, że jego słowa, choć przeinaczone, są rozpowszechnianie, czytane. Może rozumiane?
Media społeczne mają do siebie to, że reagują szybko, nie trawiąc informacji, nie analizując jej i cechuje je ogromna łatwość zapominania. Przechodzą od jednej sensacji do następnej, byle wywołać zainteresowanie, natychmiastową, intensywną reakcję. Wielkie „wow” i krótka pamięć. Brak refleksji.
I to by się samotnikowi z Ferney z pewnością nie podobało!