Rozpaczliwy, rozdzierający krzyk rozchodził się po całym pałacu. Słychać go było w ogrodach, wśród drzew i krzewów przystrzyżonych w fantazyjne kształty, mieszał się z szumem wody bijących wysoko fontann. Dochodził z apartamentów królowej Portugalii, Marii I, która miała tu, w zbudowanym przez jej ojca pałacu pozostać na zawsze, dyskretnie odsunięta od podejmowania jakichkolwiek decyzji. Słowo „obłęd” i „obłąkanie” padało wśród jej otoczenia, wymawiane cicho, szeptem. Oficjalnie królowa była nadal królową. Oficjalnie nie była chora. Tego wymagała racja stanu.
Portugalska Riwiera jako pojęcie, miejsce, gdzie wilegiatury mają zamożni, możni, bogaci i potężni w drugiej połowie XVIII wieku jeszcze nie istniała. To romantyczność, późniejsza epoka, przywiodła na wybrzeże Atlantyku dwory, domy, pałace, zamki i zameczki. Fantazyjne, jak klejnociki, wymyślne, niektóre grymaśnie wypiętrzone. Ich właściciele prześcigali się w pomysłowości, w chęci zaćmienia sąsiada, rywala, politycznego przeciwnika. Ta motywacja też stworzyła parę perełek architektury nie tylko na wybrzeżu między Cascais a Sintrą.
Pałac w Queluz leży w regionie riwiery. Pochodzi z późnego czasu portugalskiej potęgi, rozgrymaszenia, rozleniwienia bogactwem (oczywiście tych, którzy je mieli), nudzenia się, poszukiwania atrakcji, budowania wykwintnych siedzib „wśród natury”. Lizbona latem była nie do zniesienia. Rodzina królewska, a za nią cały dwór, ciągnęła przez wieki do Sintry, do wypieszczonego miejsca ukochanego przez królowe i ich małżonków. Do czystego powietrza, polowań, uciech.
Queluz miało częściowo przejąć tę rolę. Budowla powstała w połowie XVIII wieku i w połowie drogi między Sintrą a Lizboną.
Kolejki do Sintry przez Queluz odchodzą z placu Rossio pokrytego falistą mozaiką z granitowej kostki. Na środku pomnik Pedro IV. Oficjalnie plac Rossio nosi jego imię. Pedro IV był pierwszym cesarzem niepodległej Brazylii, a królem Portugalii tylko przez kilka miesięcy. Urodził się w letnim pałacu w Queluz i tam też umarł w 1834 roku na gruźlicę w wieku 36 lat, po wojnie wydanej własnemu bratu, wojnie sukcesyjnej. Bronił (i obronił) prawa do portugalskiego tronu swojej córki, Marii II.
Queluz, bardzo „spóźnione” rokoko, jeden z ostatnich europejskich pałaców wzniesionych w tym stylu, nazywany jest „fantazyjnym tortem”.
Z zewnątrz to rozległa dwuskrzydłowa budowla z dziedzińcem. Dość formalne rozwiązanie dla letniej rezydencji. Może garnizon wojskowy naprzeciw pałacu, oddzielony od niego placem pokrytym kocimi łbami przyczynia się do takiego odczytu. Coś surowego, bez kaprysów i wymyślności.
Wewnętrzna fasada to już delikatniejsze, lżejsze rozwiązanie. Piętrowa bryła z wielkimi oknami i boczne skrzydła pokazujące kolejne fazy rozbudowy siedziby. Ta strona, niewidoczna z zewnątrz pozwoliła mi wyobrazić sobie letnie rezydowanie rodziny królewskiej, wiele godzin trwające przyjęcia przy otwartych balkonowych oknach, xocolatl, czekolada, tak lubiany napój z Ameryki Środkowej, podawany w specjalnie po temu przeznaczonych serwisach. Potem spacer. Wystarczyło zejść po szerokich stopniach nad kanał „kafelkowy” (canal dos azulejos), którym płynęły łódki z damami ubranymi w lekkie pastelowe suknie. Urządzano przedstawienia na wodzie. Wtedy śluzy stumetrowego kanału otwierano i po „rzece” płynęły stateczki z postaciami w alegorycznych strojach.
„Sielskość”, hasztag tych czasów, nie tylko w Portugalii. Czas przygarniania do serca natury (niezbyt dosłownie, żeby się nie ubrudzić!). Mini mostki i obramowania sztucznej rzeczki przedstawiają (kafelkowe) sceny pastoralne. Sporo rzeźb o tematyce antycznej. Są też modne chinoiseries, czyli europejska interpretacja kultury Chin i Bliskiego Wschodu.
Wielkie i mniejsze fontanny, kunsztownie strzyżone krzewy, wysypane żwirem ścieżki, magnoliowe aleje, grotto z wodnymi kaskadami…to wszystko miało odwodzić od wszelkiej myśli poważnej, utrudniającej oddanie się rozkoszy przebywania poza miastem. Surrealistyczne akcenty typu para sfinksów, którym przydano akcesoria charakterystyczne dla współczesnego pałacowi XVIII wieku, albo osły ubrane w człowiecze szaty to jakiś inny styl myślenia. Albo po prostu efekt rodzinnej zbieraniny.
Budowę Queluz rozpoczęto w 1747 roku. Fantazyjny, finezyjny pałac dla królewskiej rodziny. José I chętnie uciekał z Lizbony nie tylko latem, pozostawiając rządy namaszczonemu faworytowi, późniejszemu markizowi de Pombal. Lubił Queluz i przeznaczył je dla następczyni tronu, swojej najstarszej z czterech córek, Marii.
Maria miała aż dwadzieścia sześć lat, kiedy w 1760 roku, po długich debatach zdecydowano, że poślubi swojego wuja, młodszego brata ojca. To rozwiązywało wiele spraw. Zapewniało bezkolizyjne dziedziczenie tronu. Portugalia pozostawała portugalska.
Następca tronu urodził się rok później w Queluz. Oboje małżonkowie osiedli w pałacu, kiedy nie był jeszcze ukończony, rozbudowywali go, upiększali. Cieszyli się nim. Mieli sześcioro dzieci.
Okres niefrasobliwości (politycznej) skończył się wraz ze śmiercią José I. Maria miała czterdzieści dwa lata, była matką, żoną, ale z pewnością nie królową przygotowaną do objęcia rządów nad imperium. Jej ojciec uważał prawdopodobnie, że stery władzy dalej trzymał będzie trzymał markiz de Pombal. Ale Maria I zdecydowanie odsunęła faworyta, przyjęła pomoc swego małżonka, teraz noszącego imię Pedra III. Pedro był współrządzącym królem, nie miał jednak prawa dziedziczenia tronu w wypadku śmierci Marii. Królowa ze względu na swoje zobowiązania wobec kraju i poddanych, powróciła do Lizbony, pozostawiając światek rokokowych rozkoszy za sobą.
Wracała do bajkowego Queluz, ale życie układało się teraz inaczej. Beztroska uleciała. Początki jej rządów przyniosły krajowi dalszy dobrobyt. Zdrowie królowej pozostawiało jednak wiele do życzenia. Napady niekontrolowanej złości następowały na razie rzadko, przemilczane, ignorowane ze względu na rację stanu. W czasie jednego z ataków trzeba było wynieść ją z oficjalnej audiencji!
Po śmierci męża ataki nabrały intensywności. W końcu definitywnie przeniesiono Marię do letniej rezydencji. Syn objął rządy krajem. Nieformalnie. Utrzymywano fikcję. To z tego powodu lekarz, który zajmował się innym królewskim szaleńcem, brytyjskim monarchą, Georges’em III nie uzyskał zgody na leczenie Marii. Pozostawiano ją samej sobie. A właściwie jej chorobie. W wykwintnie urządzonym na modłę czasu pałacu.
Po śmierci męża, po tym jak na ospę umarł najstarszy syn, następca tronu, po utracie duchowego przewodnika, arcybiskupa Salonik, jej depresja pogłębiała się. W pałacu odbywały się posępne, ponure uroczystości religijne, zakazano wszelkich uciech. Kanałem nie płynęły już kolorowo przystrojone lodzie, zaprzestano picia czekolady przy ogromnym stole, spacerów po parku. Ogromna religijność królowej weszła na szczyty dewocji. Maria wpadała w długie, wyczerpujące ataki delirium. Ten stan znany był w rodzinie Bragança. Dwie siostry królowej ulęgły tej samej chorobie. Podobno zawieranie małżeństw w bliskim pokrewieństwie było przynajmniej jedną z jej przyczyn.
Kiedy w listopadzie 1807 roku wojska napoleońskie (wspomagane przez hiszpańskie) wkroczyły do Portugalii, dwór królowej Marii, jej drugi syn João, regent, de facto król, udał się do Brazylii. Tam Maria, oficjalnie nadal królowa Portugalii, a od 1815 roku również królowa Brazylii, rozstała się ze swym trudnym życiem w 1816 roku. Miała osiemdziesiąt jeden lat. Większość z nich przebyła w izolacji. João VI nigdy nie wrócił do Queluz na stałe. Wręcz go unikał. Polubiła pałac jego małżonka, Charlota Joaquina, uważana za osobę ponurą, gwałtowną, próżną. Żyła w Queluz na wysokiej stopie. Sama. Tu umarł później, w 1834 roku syn obojga, Pedro IV, wnuk Marii I.
Przechodziłam przez „salę mango” ze scenami z portugalskich kolonii, przez biało złotą salę balową o niezliczonej liczbie lustrzanych drzwi, dostojny hall ambasadorów. W pokoju muzycznym, zatrzymałam się przed jedynym w tym pałacu portretem Marii I. Stoi na nim godna, spowita w srebrzyste szarości, w królewskiej pozie. Oficjalny przekaz. Pani imperium. Obraz pochodzi z czasu, kiedy jej choroba była zaawansowana, kiedy nie miała już żadnego wpływu na losy swojego kraju. W niewielkiej jadalni należącej do prywatnych apartamentów, na zasłanym żółtym atłasem stole serwis do picia czekolady. Za czasów Marii zamawiano duże jej ilości.
Królewski pałac Queluz przeszedł na własność państwa w 1908 roku. Jest trochę zakurzony, niedopieszczony. Pusty. Świadectwo ekstrawaganckiego okresu w historii Portugalii. Czasu korzystania z bogactw podbitych ziem, spijania śmietanki, odcinania kuponów, kapryśne zaprzeczenie baroku nie tylko jako stylu w architekturze. Pałac zachowanych pozorów. Fantazyjny tort z posmakiem goryczy.