Baranów. Perła późnorenesansowej architektury. Palazzo in fortezza, czyli budowla zamknięta wokół dziedzińca jak zamek, o cechach obronnych, otoczona bastionami, ale o budowie lżejszej niż miejsce warowne. To pomysł włoskiego renesansu. Pałac/zamek.
W czar tego miejsca wprowadza żwirowa aleja wśród drzew. Część wielkiego parku. Na końcu wtulona w szarzejące niebo, proporcjonalna, elegancka biała bryła fasady zdobna koronkową attyką, z dwiema basztami. Pośrodku kwadratowa wieża, w której mieści się brama. Nad bramą zegar słoneczny z napisem:
Amicis qualibet hora
Dla przyjaciół dom otwarty o każdej porze, o każdej godzinie.
To motto ma charakter życiowo pogodny. Tak jak pogodna, jasna, klarowna, jest bryła zamku.
A przecież zamek w Baranowie łatwego życia, jeśli tak można powiedzieć o budowli, nie miał.
Zaczęło się od średniowiecznego rycerskiego dworu obronnego zajmującego część przestrzeni obecnego dziedzińca. Należał do rodziny Baranowskich herbu Grzymała.
Czwarty właściciel Baranowa, Rafał Leszczyński herbu Wieniawa zlecił projekt rozbudowy i upiększenia zamku włoskiemu rzeźbiarzowi i architektowi zadomowionemu w Polsce. Santi Gucci przybył z Florencji w 1550 roku. Początkowo tworzył głównie rzeźby. Został nadwornym artystą ostatniego z Jagiellonów, Zygmunta Augusta. Jego warsztat w Pińczowie stał się jednym z ośrodków późnorenesansowej sztuki, manieryzmu.
Gucci uczył się od ojca, restauratora florenckiej katedry. W Polsce pracował z wieloma uczniami, dlatego nie zawsze można mu przypisać autorstwo projektów. Tak jest w przypadku Baranowa. Późnorenesansowy zamek cacko zawdzięczamy temu artyście i/albo jego uczniom. A także rzecz jasna rodzinie Leszczyńskich. Rafałowi, Andrzejowi i jeszcze jednemu Rafałowi z tego rodu. To za ich czasów zamek nie tylko nabrał renesansowego charakteru, został także otoczony ziemnymi wałami fortyfikacyjnymi. Przydano mu na piętrze obszerną bibliotekę, w której pieczołowicie gromadzono między innymi dokumentację zamkową. Niestety dużo później, bo 1849 roku wielki pożar pochłonął to źródło wiedzy o przeszłości, pozbawiając nas możliwości dokładnego poznania nie tylko historii Baranowa, ale i pamiątek po Ignacym Krasickim, biskupie, poecie oświecenia, którego rodzina nim wtedy władała. Krasiccy wzbogacili zamek o wiele dzieł sztuki. Po pożarze nie byli w stanie go odremontować.
W 1867 roku na licytacji kupił Baranów Feliks Dolański herbu Korab z podkarpacia, który przekazał go potem synowi. W 1898 roku zamek płonął kolejny raz. Tym razem postanowiono przy odbudowie zmienić nieco układ pomieszczeń i dodać w narożnej komnacie kaplicę.
Do Baranowa wkroczyła wtedy krakowska secesja. Architektem kierującym odbudową został Tadeusz Stryjeński. Wielkie witraże i jeden niewielki nad wejściem wykonał Józef Mehoffer, a tryptyk na ołtarz był dziełem Jacka Malczewskiego.
Do witraży strzelali później dla zabawy albo z nudów sowieccy „wyzwoliciele”, którzy rozpalali w komnatach ogniska używając posadzek i zabytkowych mebli. To oni zdewastowali ostatecznie wnętrza Baranowa. Jakimś Sztuce tylko wiadomym cudem nie zauważyli małego witraża Mehoffera nad wejściem do kaplicy i to jedyny oryginał jaki tam się nadal znajduje.
Ludowa władza przejęła majątek od ostatniego właściciela, Romana Dolańskiego w ramach reformy rolnej. W wyniku tej „słusznej klasowo” decyzji zamek niszczał. Służył za stajnię i magazyn Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. W renesansowych krużgankach przechowywano zboże i nawozy sztuczne. Zdjęcia z tego okresu ukazują postępującą ruinę. Ginęła część polskiej kultury, historii.
Przedtem Baranów miał sporo szczęścia. Przetrwał potop szwedzki tylko dlatego, że w pobliżu stacjonował podjazd wojsk hetmana Czarnieckiego, który odparł wroga. Przetrwał pierwszą wojnę światową, kiedy zajął go sztab wojsk rosyjskich. Przetrwał i drugą, jako siedziba niemieckiego zarządu powierniczego. Przetrwała wspaniała renesansowa bryła, struktura, Nie przetrwały wnętrza, mobilia, dokumenty. Właścicielami Baranowa byli: Wiśniowieccy, Lubomirscy, Sanguszkowie, Małachowscy, Potoccy i Krasiccy.
Przyjechaliśmy późno, prawie za późno, ale otwarto dla nas bramę wjazdową i teraz staliśmy na dziedzińcu. Sami wśród historii, w ciszy szarego, chłodnego popołudnia. Weszłam do sklepu z pamiątkami. Żupany, kontusze, drobiazgi. Nikogo. Słyszałam własne kroki na kamiennych płytach renesansowych, piętrowych krużganków. Takich bardzo wawelskich. Obejrzałam maszkarony u stóp kolumn o jońskich głowicach w kształcie baranich rogów. Weszłam po zadaszonych schodach, przyglądałam się herbom umieszczonym na sklepieniach, w tym turowi na złotym polu należącym do rodziny Leszczyńskich.
Herby odkryto na ścianach komnat w czasie powojennej renowacji przeprowadzonej pod nadzorem krakowskiego konserwatora zabytków, Alfreda Majewskiego, architekta, który po wojnie pracował przy odrestaurowywaniu wielu polskich zamków i pałaców, w tym Wawelu. To on wykukał lepszy los dla zaniedbanej i zapomnianej perły polskiego późnego renesansu. Prace zaczęto dopiero w 1959 roku, kiedy stan wnętrz był żałosny. Liszaje wilgoci na odpadających tynkach pochłaniały ściany… i kilkaset lat przeszłości. Prace zakończono w 1968. Patronował przedsięwzięciu wszechpotężny wtedy tarnobrzeski Siarkopol. Jemu zamek przekazano we władanie. Lubił zjawiać się w nim jeden z ówcześnie panujących politycznych magnatów, premier Józef Cyrankiewicz, który cenił przebywanie i ucztowanie w historycznym otoczeniu.
Uchyliły się jakieś boczne drzwi. Szczupłego, wysokiego mężczyznę w wielkim granatowym kitlu mogłabym pewno w nocy wziąć za (przyjaznego) ducha zamku, ale to było tylko chmurne popołudnie, coraz bardziej chmurne i czarowne jednocześnie.
– Państwo czekacie na mnie? Nas tu niewiele, musimy robić wszystko. No dobrze, zaczynamy!
Byliśmy ciekawi opowieści o Baranowie. A opowieść podawał człowiek, który spędził w tym miejscu dziesiątki lat. Spędził je z wyraźnym emocjonalnym przywiązaniem do niego.
Galeria, do której powiódł nas nasz oprowadzacz, powstała w drugiej połowie XVII wieku. Łączyła dwie baszty zachodniego skrzydła zamku, którego właścicielami byli w tym czasie Lubomirscy. To oni renesansowemu wnętrzu nadali znamiona baroku.
Tylman z Gameren pochodził z Holandii, ale sprowadzony został do Polski przez Lubomirskich z Włoch. Zaprojektował prześwietlone pomieszczenia.. Ozdobił wnętrza sztukateriami, polichromiami i płótnami przedstawiającymi miasta włoskie Jan Chrzciciel Falconi, pochodzący. ze Szwajcarii sztukator polskiego króla.
Galeria Tylmanowska to jedyna część wnętrz zamku w Baranowie, która wprowadza w nastrój przeszłości, daje wyobrażenie, jak wyglądały siedziby magnackie w tym czasie. Reszta praktycznie nie istnieje w stanie historycznym. I co tu dużo mówić rozczarowuje tanim wystrojem. Takie miejsce, taka historia, takie okoliczności. Okolicznościom pewnie pomógłby dobry wkład finansowy, ale najwyraźniej funduszy na przywrócenie czaru tych wnętrz nie ma.
W pewnym momencie nasz przewodnik otworzył okno w jednej z komnat. Na zewnątrz biła fontanna. Dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu jakby dobiegał, wzmocniony, z drugiego jej końca. Wyjątkowa akustyka, którą Siarkopol wykorzystywał organizując koncerty. I przydając sobie statusu sponsora kultury. Siarka była królem w Polsce. Do czasu, kiedy spadły na nią ceny!
Od 1997 zamek jest w rękach Agencji Rozwoju Przemysłu, spółki skarbu państwa. I od tego czasu można go zwiedzać. Najlepiej jesienią, najlepiej chmurnym popołudniem, najlepiej po odjeździe ostatniego wycieczkowego autokaru. Najlepiej… No nieważne kiedy, przecież Baranów zaprasza zawsze: Amicis qualibet hora. Przyjaciele są zawsze mile widziani!