Prawo maski…
Kochał zabawę, lekceważył złorzeczenia, zawsze gotowy żartować, bawić się, czasem przekraczając dozwolone granice. Uzbrojony w procę i własną, lekką „amunicję”, niekiedy prawie łobuzerski, prowokacyjny. Lubił działać sam, ale nie gardził towarzystwem sobie podobnych. Nieakceptowany przez wielu, nie przejmował się tym wcale.
Nikt nie znał jego twarzy, bo ukrywał ją pod białą karnawałową maską…
Łobuziak Mattaccino
Nie zawsze zachowywał się źle!
W XIII wieku, z którego pochodzi pierwszy przekaz o młodych mężczyznach w maskach rzucających jajka w kierunku młodych kobiet, chodziło o flirt. Karnawał to był czas kokietowania, zaczepiania, czas zbliżenia się obu płci.
Mężczyźni stawali pod oknami ukochanej, adorowanej kobiety i rzucali w jej stronę – nie bezpośrednio w nią – wydmuszkami wypełnionymi różaną wodą. Tu wszystko jest ładnie i przyzwoicie, prawda? Prawie romantycznie.
Ale potem ten zwyczaj rozprzestrzenił się na ulice, a nawet na plac św. Marka, na teren wokół bazyliki. Tego było za wiele. Rzucania jaj zakazano w tym samym XIII wieku.
Czymże jednak jest karnawał bez flirtu? Czemu na ogół służą zakazy? Temu, żeby je jakoś obejść.
Nie wiemy, czy zakaz z 1268 roku był całkowicie przestrzegany, z pewnością wiemy, że rzucanie jaj odżyło trzy wieki później.
Zwyczaj nabrał jednak trochę innego wymiaru, przybierał coraz gwałtowniejsze formy. To wtedy pojawił się Mattaccino łobuziak! Mattaccino procarz!
Imię, jakie mu nadano pochodzi podobno od słowa poranek, ale nie miejmy żadnych złudzeń: Mattaccino nie był nigdy rannym ptaszkiem. Raczej nocnym Markiem, który gdzieś nad ranem, a często i dużo później, kończył swoje szelmostwa.
Inna etymologia, bardziej mnie przekonująca i wpisująca się w charakterek naszego bohatera, to słowo matto – zwariowany. Pasuje do niego jak ulał: reagował impulsywnie, emocjonalnie, irracjonalnie.
Jednak nie przesadzajmy: wzbudzał głównie wesołość nie obawę, lęk. No, chyba, że trochę przesadził!
Proca służyła mu do rzucania wydmuszek wypełnionych różaną wodą, co brzmi romantycznie i pachnąco, ale perfumowaną wodę zastępował niekiedy mniej rozkoszny zestaw zapachów. Bywały też jaja zepsute, które miotano silnym ruchem z procy już nie w ferworze zwrócenia na siebie uwagi pięknej wenecjanki, ale serwowano paniom, które z jakichś powodów odmówiły swoich łask. Albo mierzono w mężów, ojców, szczęśliwszych wielbicieli…Bywały jajka wypełnione rodzajem niezmywalnej farby, no w każdym razie niszczące piękne suknie.
Ubrany był Mattaccino bardzo lekko, co miało praktyczne znaczenie. Nakrycie głowy przytrzymujące prostą białą maskę zwieńczały kolorowe pióra. Nasz rozrabiaka musiał zachować swobodę ruchu nie tylko w celu rzucania jajkami, ale i aby, kiedy trzeba, salwować się szybką ucieczką.
Mattaccino odział się w XVIII wieku w nieco inny strój. Może było w nim więcej pozornego wyrafinowania i elegancji. Rycina z tego czasu przedstawia mężczyznę w kolorowym, lekkim ubiorze. W ręku trzyma procę, to swoje narzędzie, które tak wielkie przerażenie, ale może i pożądanie, chęć bycia adorowaną, wzbudzało wśród młodych kobiet.
Frombolatore – procarz, to była inna nazwa Mattaccino. Strzelał ten procarz czasem zastanawiającym tekstem:
Piękna moja, jeśli dasz mi kwiat miłości
Dam ci, z dobrego serca, dwie grzechotki.
Nie będziemy tej treści analizować, przeczytajmy następny tekścik, skomponowany przez najwyraźniej zawiedzionego, odrzuconego kochanka:
Kiedyś byłem twoim błaznem, twoją uciechą
Teraz kiedy nosisz perły i satynę
Nie można dotknąć nawet twojego nosa!
Frombolatore. to nazwa przejęta ze starożytnego Rzymu. Oznaczała najemników używających proc jako groźnej i skutecznej broni miotającej. Proca jako broń znana była od wieków. Pasterz Dawid pokonał nią wielkiego wojownika Goliata.
Specjalizowali się w tym rodzaju broni mieszkańcy Balearów. Chłopców wychowywano na „procarzy”. Zarabiali w ten sposób na życie. Ci frombolatore byli bardzo cenieni za precyzję z jaką atakowali wroga. Byli „miotaczami” najwyższej klasy.
To nie były proce jak je rozumiemy współcześnie. Sporządzano je ze splecionego konopnego, lnianego, wełnianego sznura. Pośrodku miały rodzaj miseczki na kamień/pocisk. Frombolatore trzymał oba końce w jednym ręku i wprawiał w szybki ruch obrotowy. Kiedy osiągnął odpowiednią prędkość, puszczał jeden koniec. Niektóre kamienne pociski miały wyżłobione na powierzchni otwory, które w czasie lotu wydawały przerażający wroga świst. Broń miotająca o wielkiej sile rażenia.
Tej precyzji nie mieli młodzi mężczyźni ustawieni pod balkonem pięknotki, którą zamierzali obrzucić wonnymi jajkami. Byli raczej prześmiewczą wersją rzymskich wojowników. Myślę, że mogli powodować wiele drobnych obrażeń tylko z powodu braku odpowiedniego treningu! Więcej było w tym zabawy, która mogła się nie podobać, niemniej stanowiła część karnawałowego szaleństwa.
Chodziło w tej całej zabawie nie tyle o trafiane do celu, co o bardziej czy mniej skuteczne zwrócenie na siebie uwagi. Panie obrzucane jajkami kryły się i uciekały, ale też z pewnością były i takie, które czekały na ten dowód zainteresowania ze strony młodych mężczyzn. Rzuci we mnie czy nie rzuci? Podobam się czy nie.
Coś z naszego śmigusa dyngusa, prawda?
Kiedy pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku karnawał powrócił do Wenecji, jednym z pierwszych zarządzeń władz miasta był zakaz rzucania jajek „i innych przedmiotów” przez uczestników zabawy. Wspomnienie Mattaccino i Frombolatori i ich nie zawsze ograniczających się do adoracji poczynań żywo trwało w weneckiej pamięci. Bałagan jaki po swoich występach zostawiali też. Kto potem sprzątał skorupki?
Jajka zastąpiono bezpieczniejszymi z wielu punktów widzenia papierowymi konfetti, to znaczy tym co my nazywamy konfetti i kojarzymy głównie z Sylwestrem.
Jako filolożka muszę tu wtrącić swoje trzy (ciekawe) grosze.
Konfetti (confetti) to we Włoszech glazurowane migdały, które w torebeczkach rozdaje się w czasie wesela, albo obrzuca się nimi młodą parę. Smaczny zwyczaj, który wróżyć ma młodym dostatek i potomstwo. Używa się ich również w czasie chrzcin. Różowych dla dziewczynek i niebieskich dla chłopców.
To, co my (i nie tylko my) nazywamy konfetti, to po włosku coriandoli.
Ten wyraz ma też „niepapierowe” pochodzenie. Otóż dawniej rzucano w czasie zabaw, karnawałowych parad słodkie kulki z ziarnami kolendry (coriandolo).
No cóż język – każdy – to niezwykły wehikuł przechowywania zwyczajów. Znaczenie słowa często „prześlizguje się” w inną jakość, ale zachowuje swoje oryginalne pochodzenie.
A wracając do zakazu rzucania jajek w czasie współczesnego karnawału.
Zastanawiałam się czy sprzątanie papierowych coriandoli z ulic i placów karnawałowej Wenecji jest lepsze, z punktu widzenia służb miejskich, niż sprzątanie skorupek?
Nie umiem tego ocenić, niemniej wieczorem ulice miasta usłane są papierowymi konfetti. A rano prawie śladu po nich nie ma.
Ze skorupkami pewnie nie poszłoby tak łatwo!