Anna Kłosowska, Opowiadania: “Miejsce prywatnych spotkań”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://bonito.pl/k-654105251-moja-noc-z-irma
https://sklep.wydawnictwopg.pl/pl/p/Moja-noc-z-Irma/82 

Il Ridotto to niewielka, przytulna restauracja, o ustalonej renomie, prowadzona przez ojca i syna. Wspomina o niej i poleca ją Michelin. Usytuowana jest doskonale, o kilka minut spacerkiem od Mostu Westchnień. Podaje się w niej wykwintnie przyrządzone owoce morza. Nazwa oznacza miejsce spotkań, miejsce prywatne, kameralne.

Ale ta nazwa ma w Wenecji długą i niezwykłą historię…

W czasie dawnego weneckiego karnawału uprawianie hazardu było dozwolone. Owszem, walczono z nim przez wieki. Z bardzo małym skutkiem i iście po wenecku, czyli przymykając oczy. W XVIII wieku, okresie rozkwitu i, co tu ukrywać, rozbestwienia karnawałowego szaleństwa. a jednocześnie początku upadku Najjaśniejszej Republiki Weneckiej (korelacja?), był hazard jednym z głównych źródeł dochodu jej elity. Więc zwalczanie go w republice, która żyła z obrotu pieniądzem i przedkładała pragmatyzm nad pozbawione praktycznego sensu postępowanie, nie byłoby logiczne.

Dlatego w połowie XVII wieku zezwolono w Wenecji na tworzenie tego, co dziś nazywamy kasynami. To słowo pochodzi od casina oznaczającego domek, a w gruncie rzeczy miejsce, w którym bogaci wenecjanie odpoczywali od życia publicznego, życia na widoku. Spotykali się tam często biznesowo, co pozwalało zachować dyskrecję handlowych i innych koneksji. Z czasem jednak casina stało się synonimem miejsca schadzek z kochankami, metresami lub wręcz ich luksusowo wyposażonym lokum. Odbywały się tam przyjęcia, hulanki, orgie.

I oprócz tego uprawiano hazard. Prywatnie i nielegalnie.

„Małe domy”, ulokowane w większości w samym sercu Wenecji, często przy placu św. Marka, miały swój status i nikt w to co się w nich działo nadmiernie nie wkraczał. Zamaskowane postacie wchodziły i wychodziły. I tyle. Całkowita i błoga, bardzo wenecka anonimowość.  

W 1638 roku władze Serenissimy przestały zwalczać hazard, twierdząc, że czyniąc go legalnym zapanują nad niemożliwą do kontrolowania sytuacją. Wtedy powstało, w pełnym majestacie prawa, pierwsze na świecie kasyno.

Z przywileju zakładania takich legalnych, prywatnych miejsc hazardu mogli korzystać tylko szlachetnie urodzeni wenecjanie.

Marco Dandolo jako udostępnił na tej podstawie część swojego czteropiętrowego pałacu nad Canale Grande na pomieszczenia w których grano – bardzo poważnie – na pieniądze.

Nazwano tę przestrzeń Ridotto, czyli „prywatne miejsce spotkań”.

W wielkim hallu paliły się ogromne świeczniki. I tylko tam. Nigdzie indziej nie było pełnego światła, większość pomieszczeń tonęła w półmroku.

Siadano przy stołach proponujących biribi, coś w rodzaju loterii, gdzie obstawiać można było jedną z siedemdziesięciu liczb. W tej grze obowiązywała opłata wliczona w stawkę. Zważywszy, że szansa na wygranie była niewielka, a szczęściarz, który obstawił wylosowany przez barnabotti, czyli krupiera, numer otrzymywał sumę sześćdziesiąt cztery razy wyższą od stawki, można sobie łatwo wyliczyć, że właściciel Ridotto nie prowadził tego „prywatnego miejsca” za darmo! Ciekawe, czy odprowadzał podatek do kasy Serenissimy!

Najpopularniejszą grą była bassetta, coś w rodzaju pokera. Tu wygrać można było sześćdziesięciokrotną wysokość stawki. 

W innych częściach Ridotto odbywał się rodzaj parady masek.

W przeciwieństwie do ciszy i skupienia, jakie panowało przy stolikach biribi czy bassetty, tu rozmawiano głośno, stroszono piórka, bawiono damy konwersacją, raczono się winem, pokazywano się lub korzystano z przywileju bycia przedstawionym komuś. Nie komuś, a „komuś”. Relaksowano się po grze. Oczywiście wygranej.

Ci, co nie mieli szczęścia, którym numerki lub karta nie szły, mogli się udać do „pokoju westchnień”, gdzie przemyśliwali swoje dalsze losy. W tym pomieszczeniu wzdychali też do siebie kochankowie, którzy publicznie widziani być nie chcieli.

Niejeden syn potężnej weneckiej rodziny przegrał w Ridotto fortunę. Przebranie i zasłonięta twarz pozwalały zachować incognito, uniknąć skandalu. Rodzina regulowała zazwyczaj długi po cichu.

W spowitym w mroku „pokoju westchnień”, jak i na terenie całego skąpo oświetlonego Ridotto, uwijali się żywo złodzieje. Uliczki wokół uchodziły za niezwykle niebezpieczne. Często były miejscem porachunków. Najęci nożownicy wymuszali od wygrywających okup. Albo grozili śmiercią dłużnikowi.

„Maski to rzecz święta” mówiono o wszystkich miejscach hazardu, tych wielkich i tych małych, nielegalnych, ukrytych gdzieś za sklepikami, za zakładem golibrody, za małą restauracją. Maski pozwalały na ryzykanctwo, na lekkomyślne zachowanie, ale i na oszustwa. Nieraz w czasie albo w jej wyniku dochodziło do bójek.

Ridotto zamknięto na dwadzieścia kilka lat przed upadkiem Serenissimy. Zbyt wielu bogatych Wenecjan, a także cudzoziemców z wielkich znanych rodów straciło tu gromadzone przez pokolenia fortuny.

W następnych wiekach pałacowe pomieszczenia wykorzystywano na bale, teatralne przedstawiania. W 1992 roku pałac odnowiono i odtąd gości wykwintne, adresowane do grubego portfela karnawałowe bale osadzone tematycznie w XVIII wieku. 

Bogata kupiecka Wenecja ze swoją finansową, bankierską magnaterią rządzącą wybrzeżem Morza Śródziemnego, a przez nie całym zachodnim światem, trwała przez wiele wieków. Co doprowadziło do upadku Najjaśniejszej? Wszystko co przyczyniło się do jej powstania, rozrostu, rozlania się na zewnątrz, powiększania w pędzie i szale bogactwa, znaczenia. Na pewno jej nienasycony głód zagarniania i traktowania podporządkowanych ziem jak kolonie. Ale i to, że Wenecja stała się symbolem rozpasania i rozpusty, braku jakichkolwiek moralnych hamulców. Przejawem tego był karnawał. I ten dla bogatych i ten jarmarczny, dla ubogich.

A jednocześnie karnawał stanowił rodzaj odskoczni od nieuchronnie nadciągającego końca Serenissimy i był ważnym źródłem jej dochodów w czasie, kiedy nie miała już handlowego przełożenia w wyniku otwarcia nowych dróg morskich. Wymiana towarów przesunęła się na Atlantyk, Wenecja przestawała się liczyć. Portugalia rosła w siłę.

Spustoszona przez armie Napoleona, a potem Austrii, rozdarta terytorialnie, Serenìsima Repùblega de Venèsia (to wenecki), rozpadła się w 1797 roku, po jedenastu wiekach istnienia.

Franciszek II Habsburg zakazał w tym samym roku karnawałowych bezeceństw! Symbolicznie, dla zasady, w imię nowej władzy, w imię upokorzenia pokonanych. I pod pretekstem ochrony dobrych obyczajów.

Karnawał skasowano. Został zabroniony. „Nie wolno” dotyczyło samego sedna, samego święta, samego szaleństwa. Samej weneckości. I nie było od niego – przez czas jakiś – odwołania. Całkowicie zabroniono noszenia masek, stanowiących kwintesencję weneckiej kultury.

W XIX wieku powoli karnawał powraca, choć w mniej wybujałej formie – głównie jako prywatne przedsięwzięcia. I staje się źródłem artystycznej fantazji.

Dopiero koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wnosi prestiż i artystyczne szaleństwo w wenecki karnawał, który przeradza się w wydarzenie typu must. Zaczynają obowiązywać inne reguły, raczej obowiązuje reguła inwencji i wyobraźni bez granic. Pomysłów na najwyższym poziomie techniki i artyzmu. Jarmark istnieje dalej, ale podniesiony do rangi doskonałości. Następuje przekierowanie na wielką beztroskę, często kosztowną, ale jedyną w swoim rodzaju. No i na efektywny marketing!

A Ridotto po pewnej przerwie zaistniało ponownie. Zmieniło nazwę i przeniosło się do innego pałacu. Jest luksusowym kasynem. Ma się dobrze.