Anna Kłosowska, Opowiadania: “Pięć par butów”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://bonito.pl/k-654105251-moja-noc-z-irma
https://sklep.wydawnictwopg.pl/pl/p/Moja-noc-z-Irma/82 

To, że przewodniczki po ONZ, UN guides, zużywały pięć par butów rocznie, wyczytałam w New York Times sprzed sześćdziesięciu lat, w jednym z artykułów o „błękitnych dziewczynach”. Szperałam w materiałach z tego czasu intensywnego rozrastania się Organizacji Narodów Zjednoczonych, głównie o kolejne państwa afrykańskie wyzwalające się spod kolonializmu, w zupełnie innym celu.  

A tutaj te „pięć par butów”. I proszę. Sprawa pięciu par butów wciągnęła mnie w temat.

Przewodnicy po ONZ, UN guides.

To ambasadorowie tej organizacji, często jedyni pracownicy, jedyne ogniwo między nią a zwiedzającymi. Wywodzą się spośród osób o zainteresowaniach sprawami międzynarodowymi, przekonanych, że miejsce służące jako forum dyskusyjne stu dziewięćdziesięciu trzem państwom członkowskim, organizacjom międzyrządowym, specjalistycznym agencjom, jest niezbędne.

Potrzebna w tej pracy „oprowadzaczy” zawsze była i jest łatwość komunikowania przekazywanych zwiedzającym treści, łatwość wysłuchiwania i wsłuchiwania się. I uprzejmy, cierpliwy, zachęcający do zadawania pytań uśmiech.

-Te pięć par to chyba przesada, powiedziała Mitra, moja koleżanka ze Sri Lanki, która pracę w ONZ zaczęła od UN guide.

– Ale trochę kilometrów dziennie to się robi! Setki tygodniowo, to tak! Świetne na utrzymanie linii. Nigdy nie byłam szczuplejsza! Co do butów nie jestem pewna, nigdy nie przyszło mi do głowy liczyć! Zawsze kupowałam wygodne, to wszystko.

W latach sześćdziesiątych przewodniczek (same młode kobiety), było pięćdziesiąt. ONZ odwiedzano entuzjastycznie i masowo, zarówno w zorganizowanych grupach po dwadzieścia pięć osób, jak i w prywatnych wycieczkach. Obie formy istnieją do dziś.

Z pewnością entuzjazmu zwiedzania nowoczesnego gmachu nad East River w pierwszych dwudziestu latach istnienia organizacji nie można porównać z dniem obecnym. Wtedy przez hole i przeszklone przestrzenie, przez sale Zgromadzenia Ogólnego z wielkim logo zawieszonym nad podium z zielonego marmuru i Rady Bezpieczeństwa z unoszącym się białym Feniksem wyobrażonym na muralu, przewijało się ponad milion osób rocznie! To prawie nie do pomyślenia i wyobrażenia.

Teraz nowojorską siedzibę ONZ zwiedza około ćwierć miliona ludzi. Oprowadza ich dwudziestu pięciu przewodników.

Pierwsze pokolenia UN guides pracowały od dziewiątej rano, po półgodzinnym briefingu, do szesnastej. Odpoczywały w pomieszczeniu pełnym wygodnych foteli i kanap. Poprawiały przed lustrami urodę i szły na kolejne spotkanie ze zwiedzającymi.

Wtedy, kilkadziesiąt lat temu, przyjmowano do pracy, na dwuletni, nieodnawialny kontrakt, tylko młode „atrakcyjne” kobiety w wieku od 20 do 30 lat. Kilka z nich wychodziło w tym czasie za mąż i na ogół odchodziło z pracy. Takie to były czasy. Jednak już wtedy pracowniczkom ONZ przysługiwał i nadal przysługuje, trzymiesięczny urlop macierzyński, rzecz do dziś nieosiągalna w Stanach. Ojcowie również korzystają z tego prawa (nie przywileju). Urlop można przedłużyć do roku, ale już bezpłatnie. Urlop wypoczynkowy wynosił i wynosi trzydzieści dni roboczych.

Jedna z moich koleżanek, Amerykanka, wyznała mi, że zaczęła pracę w ONZ właśnie z powodu tego długiego urlopu!

UN guides zarabiały w latach sześćdziesiątych od $350 do $380 miesięcznie. Oprowadzanie kosztowało kilka dolarów (teraz $22), obiad w kafeterii trochę ponad dolara, wynajęcie pokoju $80 do $100.

Dziewczyny miały wyglądać zawsze elegancko.

Ubierali przewodniczki najlepsi z najlepszych. W latach pięćdziesiątych zaczęto od rodzaju military look, ale szybko porzucono ten styl na rzecz stewardess look.

W latach siedemdziesiątych zaczęła się parada wielkich designerów!  

Edith Head z Hollywood zaprojektowała „klasyczną sylwetkę, która nie byłaby uważana za modę żadnego konkretnego kraju”. Ten „międzynarodowy” ubiór, w kolorze oenzetowskiej flagi, UN blue, wprowadzono w 1977 roku, kiedy po raz pierwszy (tak, dopiero wtedy!), do grona przewodniczek dołączyli przewodnicy. Zostali wyposażeni w granatowe marynarki, szare spodnie, białe koszule oxford. Wszystko podarunek ekskluzywnej firmy Brooks Brothers.

Projektant francuskiego domu mody Dior, Thibaut Bouet, zaproponował kolejną wersję ubioru. Ten strój składał się z granatowej marynarki i dopasowanej prostej spódnicy, noszonej z bluzką w pastelowe niebiesko-szare paski, z małym okrągłym kołnierzykiem i wąskim kokardowym wiązaniem. Kostium z cienkiej, lekkiej wełnianej gabardyny miał służyć całorocznie. Jasnoszara kamizelka z dekoltem w szpic dopełniała całości w chłodniejszych miesiącach. Ubiory były prezentem rządu francuskiego.

Po Diorze pałeczkę przejęła firma Harvé Benard, ustalona amerykańska marka.

United Colors of Benetton podarował mundury w 1988 roku. Czarno-biały wzór w pepitkę był odejściem od tradycji jednolitej barwy, a góra z dzianiny w kolorze niebieskim nowością. Mężczyźni otrzymali fioletowe swetry z wycięciem w serek. Benetton wprowadził, zgodnie ze swoim profilem, trochę koloru i wyszedł poza tradycyjną gamę od bieli, błękitu (kolor ONZ) po ciemny granat.

Kiedy w 2015 roku Elie Tahari, znany nowojorski designer pochodzenia izraelskiego spędził kilka godzin w ONZ z okazji transmisji Project Runaway All Stars, wymknął się spod świateł reflektorów, żeby przekroczyć progi sali Zgromadzenia Ogólnego. To było jego marzenie. Chciał, jak później powiedział, z bliska ujrzeć podium z zielonego marmuru, z którego wygłaszają przemówienia wielcy tego świata.  

W pewnym momencie zapytał szefa UN guides, Vincenzo Pugliese, kto ubiera UN guides. Skąd ich mundury, kto za nie płaci?

– Robią to wielcy designerzy. I robią to dla ONZ. Nie otrzymują wynagrodzenia. Taka tradycja przyjęła się od początku. To rodzaj przywileju.

Elie pokiwał głową. Czy wtedy przypomniał sobie, jak w 1971 roku, mając lat dziewiętnaście wyemigrował z Izraela do Nowego Jorku z kilkudziesięcioma dolarami w kieszeni? Pracował jako elektryk w Fashion district i w kilka lat potem założył firmę projektującą odzież. Inspiracją była mu kultura disco, kultura jego młodości i temu zawdzięczamy popularny po dziś tube top.

Po kilku miesiącach Tahari zgłosił się do ONZ z pomysłem na nowe stroje dla przewodniczek i przewodników.

– Czułem się zaszczycony, że mogłem to zrobić, powiedział dwa lata później, we wrześniu 2017 roku, kiedy jego ubiory prezentowały najpierw zawodowe modelki. A potem…

Po paradnych schodach Visitors’ Lobby, przy błysku reflektorów, trzasku aparatów, oklaskach wąskiego grona zaproszonych, schodzili spokojnie, powoli UN guides. Jeden ze znajomych fotografów śmiał się potem, że nawet w czasie Fashion week zdarza się którejś ze słynnych modelek potknąć, a tu wszystko odbyło się superprofesjonalnie.

Spódnice ołówki, lekko dopasowane, przedłużone żakiety o wąskich wyłogach, typowy dla tego projektanta styl, który spodobał się kobietom pracującym lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jest doceniany za czyste linie, wygodę, niewymuszony styl po dziś. Jedwabne krawaty i fulary z ciemnogranatowego jedwabiu z błękitnym logo ONZ dopełniały prostej, wygodnej i eleganckiej całości.

– Im coś ma być prostsze, tym trudniej to zaprojektować, powiedział Eile Tahari. Potem dodał:

-Trudno zaprojektować spokojną wodę!

Bardzo podobało mi się to określenie.

Przewodnicy ustawili się do tradycyjnej „rodzinnej fotografii”. Zwyczaj sięga początku guided tours, czyli 1952 roku, kiedy dziesięć przewodniczek w klasycznych mundurkach wzorowanych na tych noszonych przez służby pomocnicze w czasie drugiej wojny światowej, ruszyło w głąb przestronnych korytarzy z pierwszymi grupami zaciekawionych zwiedzających.

Nie spytałam Vincenzo, szefa UN tours o te pięć par butów, które podobno zużywały przewodniczki sześćdziesiąt lat temu. Może zrobię to przy następnej premierze kolejnych ubiorów dla przewodników po ONZ. Ciekawe, kto przejmie pałeczkę po Elie Taharim…