Anna Kłosowska, Opowiadania: “Piwniczka na dnie Bałtyku”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://bonito.pl/k-654105251-moja-noc-z-irma
https://sklep.wydawnictwopg.pl/pl/p/Moja-noc-z-Irma/82


c.d.

Alexandre zaciekawił się ogromnie opowieścią Przyjaciela.

– Ten szkuner, który zatonął w 1845 roku, z pewnością płynął do Petersburga. Nie ma dwóch zdań! To wynika z miejsca, w którym odnaleziono wrak. Handel z rosyjską stolicą szedł szlakiem bałtyckim i był dla francuskich producentów szampana niezwykle istotny, to był ich największy rynek zbytu. A że musieli dostosowywać się do gustu, czy raczej braku gustu odbiorców i „dosładzać” wino? Czego się nie robi dla dobrego klienta. Wtedy i teraz! Tajemnicą pozostaje, dlaczego ta niewielka dostawa była mniej „słodka”, jakby nie na rosyjskie podniebienie!

*

Szkuner kryje kilka tajemnic, które obecnie trudno rozwikłać. Nie sposób ustalić, nie tylko gdzie dokładnie płynął, ale i co tak naprawdę znajdowało się w luku. Nie wysyłano frachtowca z 168 butelkami szampana. Odnaleziono bowiem również musujące wino dwóch innych znanych i cenionych z jakości domów szampana: Heidsieck i nieistniejącego już Jugular, które, trzeba to jasno powiedzieć, nie zachowało się w tak świetnej formie jak Veuve Clicquot.

Gwoli ścisłości: były jeszcze cztery butelki z niezidentyfikowanym piwem. Tym ostatnim nikt się specjalnie nie zajął.

A więc, czyżby jakaś specjalna, niewielka dostawa? Może dla wyrafinowanych podniebień. A może dla mieszkających w Petersburgu cudzoziemców, którzy nie przepadali za lepkim od cukru szampanem, w którym lubował się rosyjski dwór?

I skoro w pieczołowicie przechowywanych w Reims oryginalnych dokumentach firmy Veuve Clicquot Ponsardin mamy tyle precyzyjnych informacji o zamówieniach, ładunkach, czemu nie ma żadnej wzmianki dotyczącej zatonięcia szkunera w 1845 roku pośród wysepek Åland?

No cóż, tajemnice tylko wzmagają ciekawość i pobudzają wyobraźnię. Ta jest z pewnością warta więcej niż krótkie opowiadanie i nadawałaby się na filmowy scenariusz. Powiedzmy, że ktoś nie chciał, aby frachtowiec dopłynął do stolicy imperium i mamy niezły wątek sensacyjny!

Jeszcze ciekawsze są inne odkrycia. Na przykład wysoka zawartość siarczanu miedzi. Tak, tego niebieskiego proszku, którego każdy z nas używał na lekcji chemii i „hodował” z rozpuszczonego w wodzie fantazyjne kryształy. Wysoką zawartość tego związku chemicznego o ogromnie toksycznym działaniu, tłumaczyłoby używanie go w celach grzybobójczych. Opryskiwano nim krzewy winorośli w celu uniknięcia katastrofalnych dla producentów wina chorób. Obecnie środki te są pochodzenia organicznego.

Znacznie wyższa jest też zawartość żelaza, sodu i chloru, co eksperci tłumaczą innymi niż współczesne, mniej bezpiecznymi, mniej zdrowymi metodami produkcji szampana. W XIX wieku używano pojemników metalowych, drewnianych, obecnie posługujemy się stalowymi.

Długo trwało zanim kilka butelek szampana Veuve Clicquot z dna Bałtyku, gdzie leżakowały w idealnych warunkach jednakowej, niskiej temperatury od 2 do 4 stopni, wyjątkowo niewielkiego zasolenia i prawie całkowitej ciemności, ujrzało publicznie światło dziennie.

W rok po odkryciu, w Marienhamn, stolicy archipelagu Åland, na którego terytorialnych wodach znaleziono wrak a w nim cenny ładunek musującego francuskiego wina z Szampanii, odbyła się degustacja.

Dom Veuve Clicquot, dla którego był to fantastyczny, niepowtarzalny moment marketingowy obiecywał sobie, nie bez powodu, zwiększenia zainteresowania swoim produktem. Smakowanie prawie dwustuletniego szampana to rzadkość. Nabycie jednej z kilku dostępnych butelek to jednorazowa okazja dla znawców i kolekcjonerów.

Przy otwieraniu pierwszej, pokazowej, wąskie grono zaproszonych zamarło w oczekiwaniu. I w tej totalnej ciszy dał się słyszeć lekki, ale stanowczy „puk”! Szampan zachował moc! Entuzjazm przedstawicieli firmy znacznie przewyższał zachwyt gości. Nie liczyli na taki sukces. Wspaniała reklama za przyczyną zatonięcia, w połowie XIX wieku, niewielkiego szkunera gdzieś między wysepkami archipelagu położonego na zimnym Bałtyku!

Najważniejszy jednak był smak.

Początkowo próbki bałtyckie opisywano za pomocą terminów takich jak „nuty zwierzęce”, „mokra sierść”, „redukcja”, a czasem „tandetne”. Nuty zwierzęce są jednoznacznie związane z obecnością lotnych fenoli. Tak tłumaczyli chemicy, odzierając opis z walorów języka enologów.

Po napowietrzeniu wina, kiedy pozwolono mu „pooddychać”, aromat stał się znacznie przyjemniejszy, co enolodzy ujęli w terminach: grillowany, pikantny, dymny i skórzasty, wraz z nutami owocowymi i kwiatowymi. To już brzmiało nie tylko lepiej, ale bardzo dobrze.

Philippe Jeandet, profesor biochemii z Reims, ten, który poddał analizie chemicznej pierwszą, niewielką próbkę szampana, stwierdził: „To było niesamowite. Nigdy w życiu nie miałem w ustach takiego wina. Aromat pozostawał na moim podniebieniu przez trzy, może nawet cztery godziny po spróbowaniu!”

W czasie aukcji liczące sobie prawie dwieście lat wyroby wdowy Clicquot, wyprodukowane jeszcze za jej życia, sprzedawano podobno nawet i po sto tysięcy euro!

Nie wszyscy kupujący mieli ochotę się ujawnić, ale jedna z butelek, kupiona anonimowo objawiła się w Singapurze…

„To świetny pomysł”, pomyśleli szefowie firmy Veuve Clicquot Ponsardin, i w 2014 roku, cztery lata po odkryciu wraku ogłosili projekt leżakowania szampana na dnie Bałtyku!

Cellar in the Sea! Szampan leżakowany na pięćdziesięciu metrach głębokości, w ciszy i spokoju (zawsze) chłodnego morza!

Skoro udało się raz i po prawie dwustu latach trunek się dalej bronił, to czemu nie spróbować raz jeszcze. Potrzebna odpowiednia oprawa. Może nie spektakularna, narzucająca się, ale skromna, podkreślająca „naukowy” charakter eksperymentu, zwracająca uwagę na jakość trunku produkowanego od 1772 roku!

*

W dniu 18 czerwca 2014 roku, dniu, kiedy słońce nie zachodzi nad wyspami Åland, niewielki kuter, nad którym zgrabnie powiewała żółto pomarańczowa flaga z napisem Veuve Clicquot wypłynął z portu. Tylko flaga stanowiła o niezwykłości tego wydarzenia.

Z założenia miało ono mieć charakter medialny, ale niekoniecznie w miejscu, w którym się odbywało. Owszem, podano do wiadomości, że kuter udaje się „w okolice”, gdzie w 1845 roku zatonął szkuner, na którego pokładzie znaleziono 46 butelek dwustuletniego szampana domu Veuve Clicquot Ponsardin, ale firma chciała nadać przedsięwzięciu nieco tajemniczości, a przede wszystkim charakter naukowego eksperymentu mającego służyć ulepszeniu i tak doskonałego produktu.

Płetwonurkowie powoli obniżyli wielką stalową skrzynię. W niej świetne roczniki brut ze słynną nalepką w głęboko żółtym, prawie pomarańczowym kolorze, używaną od 1877 roku, a dalej rosé 2004 i szampany półwytrawne.

Jednocześnie te same wina leżakować będą w słynnych wapiennych piwnicach domu Clicquot, w Reims.

W osobnym eksperymencie, nazwanym Cave privée, czyli „prywatna piwnica”, u wybrzeży prywatnej wyspy, na której organizowane są zamknięte imprezy korporacyjne, zanurzono skrzynię wspaniałych roczników dojrzewających przedtem przez dwadzieścia lat w Reims pod troskliwym okiem pokoleń enologów.

Pierwsza degustacja – porównawcza – bo przeprowadzona nad Bałtykiem i w Reims, odbyła się w trzy lata potem, w 2017 roku. Zdaniem znawców, szampan z morskiego dna miał więcej walorów smakowych niż ten klasycznie przechowywany w piwnicach domu Clicquot Ponsardin.

*

Przyjaciel skończył opowieść. Alexandre, zafascynowany, trzymał cały czas w ręku szablę, którą otworzył drugą butelkę Veuve Clicquot.

A ja wyobrażałam sobie, jak to między wysepkami Åland na Bałtyku krążą latem, kiedy noc jest dalej dniem, łodzie, nurkują śmiałkowie i ciekawscy. W końcu taka piwniczka na dnie morza to „szampańskie” wyzwanie!

Koniec piątego i ostatniego odcinka!