Zimą bywa, że spadają z drzew.
To znaczy, kiedy nocą temperatura obniża się do kilku stopni Celsjusza, zdarza się, że rano leżą nieruchomo, sztywno, na trawie, na chodniku albo…na dachu samochodu. Tego ostatniego sama doświadczyłam!
Iguany, zimnokrwiste stwory, lubią ciepło. Najlepiej czują się w tropikalnych temperaturach. Chłód odbiera im możliwość szybkiego przemieszczania się. W miarę jak stygną, tracą ciepło, zamierają. Są wtedy wydane na pastwę innych zwierząt, w tym człowieka. Dlatego lubią przebywać wysoko, na drzewach.
Te, które w wyniku chwilowej hibernacji spadają, w większości ożywają pod wpływem ciepłych dotknięć porannego słońca. Zajmuje to trochę czasu. Potrzebują naładować baterie.
Niektóre już się nie obudzą. Tymi zajmą się szopy, rybołowy, myszołowy, sępniki różowogłowe, ale też wielbiciele ich smacznego ponoć mięsa.
W dni, po których mają nastąpić zimne noce, radio i telewizja od rana zaczyna lokalne wiadomości komunikatem: „znowu wkraczamy w ten sezon: iguany będą spadać z drzew”.
Potem następuje krótki wywód co należy robić, kiedy się taką martwo wyglądającą iguanę zobaczy, sprowadzający się do wyliczanki czasowników poprzedzonych partykułą „nie”. Nie ruszać, nie starać się ożywiać, nie dotykać, nie pochylać się, nie przenosić. Nie interweniować! Natura się tym zajmie! To wszystko w praktyce nie zawsze jest takie proste i potem krążą w mediach społecznych zdjęcia i filmiki będące w widocznej sprzeczności z tymi radami.
Iguany florydzkie nie są florydzkie. Podziękować za nie możemy tym, którzy hodowali je w terrariach jako domowe upiększacze wnętrz. Jako egzotyczne zwierzątka. Ich kolory fascynują, ich zachowanie jest tajemnicze, ich wygląd prehistoryczny. Są roślinożerne, ale lubią tylko świeżą zieleń. Jedzą owoce, jak banany, ale nie wolno ich nimi przekarmiać. Żyją do dwudziestu lat! I szybko rosną. Osiągają do dwóch metrów długości. Wtedy potrzebują więcej miejsca niż daje nawet wielkie terrarium. I wtedy niejeden znużony ich doglądaniem właściciel wypuszcza je „na wolność”.
Ich pierwotny dom to Środkowa Ameryka i Karaiby. Podobno z Karaibów, zwłaszcza z Kuby, przedostają się do nas z…huraganami! Potężna fala niesie je, a są doskonałymi pływakami. W wodzie wyglądają jak mniejsze aligatory. Poruszają się eleganckimi ruchami ciała i precyzyjnie sterują długim ogonem.
Na Florydzie rozmnażają się niesłychanie szybko i irytują niejednego zapalonego ogrodnika, w tym i takie osoby jak ja, które nie przepadają za nimi, ponieważ pożywiają się młodymi pędami i kwiatami. Kiedyś, po dłuższej nieobecności, zamiast szpaleru młodych krotonów, które zasadziłam przed wyjazdem i dobrałam kolorami, zastałam kilka nędznych kikutów. A podobno krotony to nie jest ich ulubiona dieta. Musiały być bardzo głodne…
Iguany zakwalifikowano jako gatunek inwazyjny jak wiele innych, jak choćby pytony. Oznacza to, że nie ma żadnego prawa dającego im ochronę poza prawem zabraniającym stosowania okrucieństwa wobec zwierząt. Można na nie polować.
Jednym z pierwszych okazów, jaki, wiele lat temu, zobaczyłam, był półtorametrowy olbrzym statecznie przemieszczający się wzdłuż ogrodzenia. Nie zwracał na mnie uwagi. To nie oznacza, że iguany łatwo zaatakować. Pozornie powolne, wręcz ospałe, w niesłychanym tempie dopadają najbliższego drzewa lub palmy, kiedy zakwalifikują jakąś sytuację jako niebezpieczną. I w moment są nie do uchwycenia.
Czasem, kiedy wczepią się krogulczymi pazurami w moskitierę okna, balkonu, lanai, bo słoneczko grzecznie grzeje im grzbiet, nie można się ich pozbyć. Mogą długo i bez wysiłku wisieć tak i zażywać życiodajnego ciepła. Wyglądają, jakby przyssały się do siatki. Żadne „szu”, klaskanie, tupanie i inne formy łagodnego odstraszania, nie pomagają.
Te wielbiące słońce i moje kwiaty iguany przepędzam bezpośrednim dotykiem szczotki na długim kiju. Syczą wtedy, odskakują i znikają gdzieś w zieleni. Silne tylne nogi prehistorycznego gada i długi wężowaty, nabity kolcami ogon miga jeszcze przez moment w zieleni. Oczywiście wiem, że to przepędzanie jest bezsensowną działalnością, ale lubię patrzeć na płonące odcieniami fioletu kwiaty mojej bugenwilli, więc, kiedy widzę, że iguany zajadają je jak sałatę nie umiem nie zareagować!
Niedawno, kiedy wracałam rowerem i wolno wjeżdżałam na osiedlową drogę, zobaczyłam przed sobą rozpłaszczoną na grafitowej czerni parującego po krótkim deszczu asfaltu długą zieloną iguanę. Mięsisty ogon w kształcie bicza, którym zadaje, kiedy trzeba, powalający cios, wyglądał, jakby nie było w nim żadnego życia.
Spojrzałam w górę. Może spadła z rozłożystego wirginijskiego dębu, ale iguany potrafią spaść z wielu metrów nie odnosząc żadnych obrażeń…
Wśród lekko kołysanych wiatrem gałęzi mignął mi pomarańczowy łeb w kolczastym hełmie.
To był on, wielki samiec alfa.
Fałd skórny na podgardlu wyraźnie uwidoczniony intensywnym żółtym i pomarańczowym, rytmicznie pulsował. Pokazywał jaki jest ważny. Pewno trzasnął biczem ogona i ogłuszył swojego młodszego współplemieńca. Rywala.
Rywal leżał teraz na asfalcie i nie wiem, czy to spotkanie tam na górze go czegoś nauczyło!
Młode iguany, tuż po wylegnięciu ze złożonych w ziemi lub piasku jaj, mają kolor jasnej, soczystej zieleni. Barwa ochronna. Są od razu sprawne, żywe, szybkie. Dopiero kiedy dorosną, oczywiście te, które przeżyją, a przeżyje ich niewiele, nabierają intensywniejszego koloru zieleni z odcieniami oliwki, szarości i w końcu, ale to już te wybrane, nieliczne, osiągają kolory od jasnej pomarańczy po jasną czerwień. To najwyższa półka. Pula szczęściarzy. Crème de la crème iguanowej społeczności! Te osobniki, zarówno samce jak i samice, utrzymują intensywne kolory nie tylko w okresie godowym.
Powalona zielona iguana nie reagowała na moją bliskość, nie uciekała. Miała zamknięte ślepia. Z pewnością usiłowała zebrać siły.
Zeszłam z roweru. Nie zamierzałam się nad nią pochylać ani jej dotykać, Z odległości kilku kroków podziwiałam szmaragdową zieleń w kilku odcieniach. Sądząc po ubarwieniu, była stanowczo za młoda na pojedynek ze starym wygą!
Postąpiłam krok do przodu zagradzając dostęp do siebie rowerowym kołem.
I wtedy nagle, błyskawicznie, zaatakowała! Nie mnie. Zresztą wiele nie mogłaby mi zrobić. Iguany nie rzucają się na ludzi! Jej wole zadrgało pomarańczowym kolorem, a wielkie kolczaste pazury wychynęły jak sztylety. Ożyła. Miała się lepiej. Adrenalina działała.
Iguany nie mają zdolności natychmiastowego przystosowania się barwą do otoczenia, jak kameleony, ale potrafią lekko zmienić kolor w obliczu zagrożenia lub na widok innej iguany. To wtedy fałda podgardla, jak u wszystkich jaszczurek, uwypukla się, wydyma w żółto pomarańczowy balon.
Jeśli przeżyje, jeśli nie zostanie przejechana, złapana i zjedzona, z pewnością kiedyś znowu spróbuje swoich sił. Takie jest prawo natury. I może za jakiś czas to ona zasiądzie na wirginijskim dębie, albo na delikatnych gałęziach morskich winogron, jednego z ulubionych przez jej gatunek drzew.
*
Iwana. Iuana. To pierwotna nazwa iguany, nazwa, którą przejęliśmy poprzez hiszpański. Słowo z języka arawak, języka Zachodnich Indii, języka ich rdzennych mieszkańców, pierwszych wyspiarzy, z którymi zetknął się Krzysztof Kolumb.
Z tego czasu pochodzi krótka wzmianka o tych zwierzętach: to długie na cztery stopy bestie, trochę podobne do krokodyla, których mięso ma bardzo przyjemny smak…