Stoisko obsługiwał Amre. Kenijczyk.
– Tak, odpowiedział na moje pytanie, to są wzory batikowe nakładane na korale z kości. Krowich kości. Rodzaj recyklingu. Wiele osób dziwnie reaguje, kiedy dowiaduje się o pochodzeniu tych wyrobów, ale dlaczego? Używamy surowca, który by się zmarnował. Czemu ludzie nadal ubierają się w skóry zwierząt, dobrze, może mniej niż kiedyś, ale jednak, a wzdrygają się przed założeniem na szyję korali z kości krowy, której mięso jedzą? Czemu kość słoniowa uważana jest za szlachetną, a przecież zabija się te mądre zwierzęta tylko dla ich kłów! I do tego, mimo że to kłusownictwo, że to zakazane, nielegalne, ludzie wyroby z kości słoniowej dalej kupują, inaczej nie byłoby tego bezsensownego zabijania!
„To nasze cywilizacyjne zakłamanie. Hipokryzja”, pomyślałam.
– Wiesz ja dlatego nie jem krów, żeby nie było tych kości…Ale rozumiem o co ci chodzi.
Mój wzrok przyciągnęły wzory naśladujące symboliczną przenośnią umaszczenie zwierząt z wysokotrawiastych sawann. Łatwo rozpoznać w nich zebrę, panterę, żyrafę, ale także trawy, liście palm, manioku.
– Wiesz co to jest Kibera?
Potrząsnęłam głową.
– Kibera to największy slum w moim mieście. W stolicy kraju, z którego pochodzę i do którego ciągle wracam. Nie zawsze dosłownie, ale zawsze wracam. Przymknął na chwilę oczy.
„Jak my wszyscy. My wszyscy, którzy jesteśmy skądś”, pomyślałam.
Wziął do ręki kilka sznurów białych, powleczonych batikowym wzorem korali.
– Kibera to bieda, to brak pracy, dzieci, które nie chodzą do szkoły. A to, to daje pracę, pozwala na zakupy, na opłacenie szkoły, na wiele rzeczy, na inne życie, na wyjście z biedy.
Kiedy wróciłam do domu z wystawy korali i pereł w Pompano Beach, i poszukałam filmików na YouTube, zobaczyłam jak wyrabiane są korale z krowich kości. Jak ciasno siedzący koło siebie mężczyźni, niektórzy w maseczkach chroniących przed gęstym pyłem, niektórzy w ochronnych okularach, obracają sprawnie w dłoniach bez rękawic, bez zabezpieczenia, szlifują wybielone w nadmanganianie potasu, rozdrobnione kawałki kości i nadają im okrągły, owalny, podłużny kształt. Efektem tej pracy są naszyjniki, bransoletki i inne przedmioty. I pieniądze, które wydobywają z nędzy, pozwalają nadać sobie i rodzinie status.
I tak, przyznaję, nie umiałam patrzeć na te filmiki obiektywnie. Wolałabym, żeby surowcem nie były kości zwierząt z uboju. To co bym wolała, to powolne odejście od hodowli zwierząt na ubój. Ale patrzę na to z wygodnego, sytego miejsca. Wiem! Ja mam wybór! Luksus wyboru.
Wzory nakładane są na wyszlifowane korale gorącym pszczelim woskiem. To pozwala uszczelnić powleczone nim powierzchnie. Po wyschnięciu zanurza się je w naturalnych barwnikach otrzymywanych z kory, żywicy, roślin, jak indygo. Od długości tej kąpieli zależy odcień brązu i czerni.
Wybrałam trzy sznury.
– Te są z Ghany. Wzory podobne do tych z moich stron.
– A przecież z tak różnej części Afryki!
Amre uśmiechnął się. – Masz rację, Kenia na wschodzie, od strony Oceanu Indyjskiego, a Ghana na zachodzie. Atlantyk.
To setki lat wymiany towarowej sprawiły, że korale, paciorki, amulety wędrowały nie tylko przez kontynent, ale i ocean. Od XVII wieku statki przewoziły je często jako balast. Ale służyły też za walutę wymienną.
– Wyobraź sobie, że kupowano za nie niewolników! Ale spójrz tu, zupełnie inna opowieść. Ekologiczna!
Wskazał na sznury matowych, pastelowych paciorków. Obok pusta butelka po Coca-Coli.
– Szklane koraliki z Ghany. Z butelek tłuczonych na kawałki wielkości ziarna pieprzu.
Potem dość prosty proces. Podgrzewanie w foremkach w piecach na drewno i mozolne szlifowanie. Są popularne, niedrogie i piękne.
– Mam swojego partnera w Ghanie. Nazywa się Garbe. Handluje na rynku w Koforidua, to na południu. On by ci opowiedział niejedno. Przejął handel po ojcu i wuju. Odziedziczył ich towar, a część tych korali pochodzi sprzed kilku wieków. Te rodziny handlują od pokoleń. Garbe ma niezwykłe egzemplarze. Nie są na sprzedaż. To amulety, historia rodziny. Głównie sprowadza, wymienia, sprzedaje korale ze sproszkowanego szkła. Ale ma też te najcenniejsze: rozety!
Koraliki ze sproszkowanego szkła wytwarzane przez plemiona Aszanti i Krobo wymagają dużo więcej pracy niż te, które widziałam na stoisku Amre. Używa się bardzo rożnego rodzaju szklanego surowca. To mogą być buteleczki lekarstwach, ale i szyby, pudełka po kremach, które są rozdrabniane na kolorowy proszek. A potem wsypuje się sproszkowane szkło warstwami, kolorami do podłużnych, pojedynczych form wyrabianych z lokalnej gliny. W środku tkwi łodyga manioku. Kiedy się wypali, pozostawi wąski tunelik, przez który będzie można przewlec nitkę.
Koraliki rozetkowe to jeszcze inna opowieść. To najwyższa półka! Najdroższe i najcenniejsze. Pochodzą…
Otóż pochodzą z Murano. Z Wenecji. Znane są od XV wieku. Wyrabiano je na eksport. Głównie do zachodniej Afryki, ale i do obu Ameryk. Do handlu wprowadzili je kupcy holenderscy. I odtąd stały się wartością handlową, a z czasem kulturową. Stanowiły o statusie społecznym. Ozdabiały kobiety i mężczyzn. W Ghanie i nie tylko tam, w dalszym ciągu towarzyszą urodzinom, ślubom i pogrzebom. Mają jedyny w swoim rodzaju charakter. W przekroju tworzą rozetę. Stąd ich nazwa.
To za nie kupowano kiedyś niewolników…
Powstają w niezwykły, żmudny sposób. Z kuli roztopionego szkła, w którą wdmuchuje się otwór. Potem nakładane są na tę uformowaną w cylindryczny kształt masę kolejne warstwy kolorowego szkła. Może ich być kilka, może być więcej. Im ich więcej, tym korale cenniejsze. Po nałożeniu każdej warstwy szkło zanurzane jest w formie o poprzecznym przekroju rozety. Po tej wielokrotnej czynności następuje „wyciąganie” sznura elastycznego szkła płynnym ruchem z dwu końców. Otwór, który stworzono na początku „ciągnie” się wraz ze szkłem. Całość tworzy rodzaj szklanej trzciny, pustej w środku. Kiedy ostygnie, zostanie pocięta na segmenty, na koraliki.
Do Amre podeszła wysmukla kobieta. Przywitał ją jak dobrą znajomą, nie jak klientkę. Na przegubie dłoni zauważyłam bransoletę z tego, co, jak się dowiedziałam przed chwilą, było rozetowymi koralikami.
– To bardzo stara bransoleta, powiedział Amre, kiedy kobieta odeszła z wielką torbą, specjalnym zamówieniem, które wydostał dla niej spod szklanej lady.
– Niebywała osoba. Kolekcjonuje stare rozety. Jeździ po nie do Ghany. Opowiadała mi coś czego nawet nie słyszałem od Garbe. Młode dziewczyny z plemienia Krobo noszą, na specjalne uroczyste okazje, kilka funtów tych starych, przekazywanych z matki na córkę, korali. To ma młodym chłopcom pokazać, że pochodzą z zamożnej rodziny. Koraliki noszone są nie tylko na przegubach dłoni, na szyi…Zawiesił głos. Pewnie, żeby rozbudzić moją ciekawość. Roześmiał się.
– Młode kobiety noszą je pod spódniczkami, wokół pasa. Widzi je tylko jedna osoba: mężczyzna, z którym ta kobieta jest. Rzadko są zdejmowane. Mężczyźni przysięgają na nie swoją miłość! Rozumiesz? Poważna sprawa! Bawią się nimi przed albo i w trakcie, no wiesz…kochania się.
– To piękne! Ta rola koralików, takie korale wierności?
– Tak. I nawet jeśli kobieta opisze je, rozumiesz, opisze, nie pokaże, innemu mężczyźnie, to może to być przez jej mężczyznę uważane za zdradę, za powód do zerwania!
Biżuteria miłości, wyłączności, przypisania. Istnieje w każdej kulturze. A czymże jest w naszej obrączka albo zaręczynowy pierścionek. Tyle, że my wolimy, żeby te symbole były widoczne.
– No to wszystko niezwykle interesujące, odezwał się po wysłuchaniu mojej opowieści Przyjaciel, bardzo ciekawe i oryginalne, ale czy to znaczy, że jeśli kobieta zmienia partnera, co jak wiemy zdarza się w każdej kulturze, to czy nosi pod spódnicą inne koraliki? Jestem pewien, że o to nie spytałaś!
No nie, nie przyszło mi to do głowy!