Anna Kłosowska, Opowiadania
“Kosmaczek”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/

Przyjaciel szedł krokiem żwawym, ale co chwila nagle i gwałtownie skręcał w bok, wchodził na trawnik.

– Przecież ona jest po prostu maleńkim pieskiem, nie będę jej ograniczał, powiedział w odpowiedzi na mój uśmieszek. Uśmieszek sardoniczny, bo to Przyjaciel często wypomina mi, jak to ulegam mojej maleńkiej Niuni i robię co ona chce.

– Nie ma sprawy, chciałam ci tylko powiedzieć, że ona wyznacza tu zasady, a nie ty. Ale przynajmniej jest słodka, rozkoszna, nie jak ta wczorajsza baba o fioletowych włosach!

– O, czyżbyś mówiła o tej „uroczej” osobie, nowej w naszym gronie? Uniosłam brwi.

– Zatruła cały wieczór przekrzykując każde z nas. Jakby chciała…co ja mówię! Praktycznie zdominowała rozmowę usuwając nas z niej kompletnie. To był, mój drogi, monolog. Wrzaskliwy, skrzypliwy, bo głosu przyjemnego to ona nie ma, monolog. Zawłaszczenie terenu wokół siebie. Co za przyjemność z takiego spotkania. Rozsiewanie trujących wszystko naokoło słów! W praktyce wokół niej zrobiło się pusto. Była sama dla siebie! I pewno o to chodziło. Jakieś pokrywanie kompleksów, czy co?

– Niezwykle emocjonalne określenia z twojej strony, świadczące o tym, jak bardzo ta osoba osiągnęła swój cel, ale wróćmy do tego „zatruwania”. Opowiem ci bajkę. Prawdziwą. O kosmaczku.

Wiem, tobie będzie się ta nazwa kojarzyć najprawdopodobniej z uroczym imieniem dla kota, ale kosmaczek jest trucicielem. Rośliną! Kosmaczek jest praktycznie niepozornym, może wręcz zakompleksionym kwiatkiem. Taka przystrzyżona, żółciutka stokrotka. Idealna na wielkanocny stół. Gdyby nie była chwastem i intruzem. Rozrasta się małymi kępkami. I tam, gdzie to czyni nic, ale nic już nie rośnie! Mały kwiatek, niepozorny. O zabójczej sile! Wydziela takie substancje chemiczne, które, powiedzmy, zniechęcają inne rośliny. Obejmuje w ten sposób we władanie swoje terytorium. Trując zapewnia sobie jego integralność. Nie patrz tak, mówimy tylko o roślinach! Żadnych paraleli politycznych!

Zresztą nie jest jedyną, która w ten sposób postępuje. Widzisz to eleganckie, smukłe drzewo o bajecznie wrzosowej korze?

– Tęczowy eukaliptus. Pełno ich tu, świetnie rosną na podmokłych terenach, taka tutejsza brzoza. Osusza, jest pożyteczna w wilgotnym subtropiku.

– A czy widziałaś, żeby coś rosło wokół tych eleganckich, smukłych, drzew? Przyjrzyj się. Są gatunki roślin, z którymi żyją w symbiozie, ale resztę „wytruwają”, monopolizują teren. Dopuszczają wokół siebie tylko potrzebne im, może wręcz „służebne” gatunki.

– Walka o terytorium, to chcesz powiedzieć. Miałam na myśli kosmaczka, eukaliptusa, ale i „fioletową”.

– Bezlitosna walka. Bezlitosna eliminacja. Brak równości w przyrodzie, dominacja najsilniejszych nad najsłabszymi, eliminacja tych najmniej obdarowanych i największych pechowców. I zauważ, mówimy o roślinach, nie o fioletowowłosych, krzykliwych kobietach. Nawiasem mówiąc nie rozumiem, co cię odstręcza od tego koloru. Ona chciała być inna, zauważalna i osiągnęła to. Choćby tym, że o niej mówimy. To jej zwycięstwo!

– Wybieraj temat: „fioletowa”, kosmaczek czy tęczowy eukaliptus?

– Mhm. Kosmaczek. Ludowa nazwa niedośpiałek. Podoba ci się? A pełna Jastrzębiec kosmaczek. Coś z drapieżnika jest w tym pierwszym słowie, więc już jesteśmy bliżej jego trujących właściwości. Allelopatia! To jest słowo klucz. Porozmawiajmy o tym i odstawmy fioletowy makijaż, dobrze?

– Allelopatia, coś z bólu, z greckiego, ta końcówka, „patia”?

Przyjaciel przytaknął. Wiedziałam, że z zadowoleniem odszedł od fioletowego tematu.

Allelon plus pathos: wzajemne cierpienie. Allelopatia może być ujemna albo dodatnia. Kosmaczek to truciciel, przykład allelopatii ujemnej. Są jednak rośliny, które przepadają za towarzystwem. Wręcz rozkwitają w sąsiedztwie innych. Koper sadzi się koło ogórków nie dlatego, że się je potem razem wsadza do słoika i zalewa słoną wodą, ale dlatego, że się wzajemnie wspierają, lepiej rosną. A już koper z marchewką, nie to samo. Konkurują ze sobą. Warto to wiedzieć, jak się ma swój ogródek. Czasem odpowiednie sadzenie, wykorzystywanie allelopatii dodatniej, wzajemnego wspierania się niektórych roślin, świetnie zastępuje chemikalia!

– Moja babcia sadziła bazylię przy ogórkach. Mówiła, że chroni to przed mączniakiem! Ale czy nie odbiegamy gdzieś daleko…?

– Pamiętasz winnice w dolinie Rodanu? I róże. Róże, które cię w sposób romantyczny i inspirujący zachwycały?

Tu przyjaciel chciał wykonać jakiś ruch ręką, ale został gwałtownie pociągnięty przez Niunię. „Przywołała go trochę do porządku. Dobry piesek”, pomyślałam.

– Pamiętam. Do momentu, kiedy dowiedziałam się po co je sadzą razem z gatunkami winorośli tworzącymi coupage moich ulubionych czerwonych win!

– Wtedy zaczęłaś patrzeć na to zjawisko łączenia pięknego z pożytecznym w bardziej realistyczny sposób! Róże pięknie wyglądają na końcach rzędów winnych krzewów, ale nie dlatego właściciele winnic je tak sadzą.

– Tak, tak, wiem już teraz. Róże i winorośl mają podobne wymagania. Są kompatybilne. Taka dobrana para. Pozytywna allelopatia. Róże zapachem przyciągają pszczoły i inne insekty, które potem zapylają kwiaty winorośli. Ale też są pewnego rodzaju systemem wczesnego ostrzegania…

– Przed mączniakiem. Przed chorobą wywoływaną przez pasożyty. Przed grzybem, który niszczyłby ogórki twojej babci, gdyby nie sąsiadowały z ochraniającą je bazylią. Róże chronią przed grzybem, który niszczy i róże, i winorośl. Co prawda to nie ten sam grzyb, a dwa gatunki, ale ponieważ rozwijają się w podobnych warunkach, to kiedy grzyb zaczyna obsiadać róże, szybka interwencja może uchronić winorośl.

– I tu zaczyna się brak równowagi. Normalne w przyrodzie, wiem, że zaraz to powiesz. Bo grzyb dopada najpierw róże. One chorują, giną w imię dobrego winobrania!

– Wielka, wielka i bardzo romantyczna przenośnia! Przecież lubisz grenache, syrah, mourvèdre, carignan. No coś za coś. Tak to jest.

– Tak jest w przyrodzie, ale i w związkach, relacjach, nawet przyjaźniach ludzkich też.

Przyjaciel szeroko rozłożył ramiona. Smycz niebezpiecznie się napięła, Niunia stanęła na tylnych łapkach.

– Uważaj, udusisz ją!
– Tak, nie ma idealnej równowagi. Może jest w poezji. I nie, nie „udusiłbym” Niuni, ma na sobie szelki nie obrożę! I wiem, że korci cię, żeby wrócić do tej fioletowej kobiety, której żadne z nas nie zna, a która, jak mówisz „zatruła” wszystko wokół siebie, a przynajmniej nasz wieczór w gronie przyjaciół.
– Nie, powiedziałam przekornie. Nie mam ochoty do niej wracać, do ujemnej allelopatki, jeśli mogę tak powiedzieć, chyba że ty bardzo chcesz…

Przyjaciel uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.

*

Czy ludzie rozsiewają wokół siebie trujące, złe słowa, czy starają się zdominować sytuacje, nawet wieczór wśród znajomych, gdzie nikt nie oczekuje od nikogo agresywnego wykazywania się swoją przewagą, ponieważ tak bardzo obawiają się, że zostaną zranieni?

Wiem, to wychodzi poza allelopatię wśród roślin, ale jakaś paralela w tym jest. Zdominować, zagłuszyć, zakrzyczeć, nakryć ręką, bo to moje. Kosmaczek jest niepozorny, ale potrafi narobić w ogródku dużo szkody. „Fioletowa” byłaby niepozorna gdyby nie kolor włosów i głośne zachowanie…

„Zrujnowała nasz wieczór”. Tak napisała mi następnego dnia moja koleżanka, u której odbywało się nasze spotkanie. „Już jej nigdy nie zaproszę!”.

A może, pomyślałam, dobrać kogoś kompatybilnego, kto by wspierał ją w jej wywodach, zgodził się z nią, może nawet sprawił, że zacząłby się dialog, rozmowa.

I stworzyłaby się taka międzyludzka dodatnia allelopatia.
Tylko gdzie takiego kogoś szukać!