Anna Kłosowska, Opowiadania
“Zwodzony most”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/

Na talerzu przede mną piękny okaz kulinarnego paradoksu. Świeży, ciepły, pachnący kuminem i cieciorką. Miękka, lśniąca skórka brioszki smakowicie przykrywała zawartość.

Veggie burger. Antyburger. Bezkrwawy burger. Podany przed chwilą w teksańskiej restauracji „Houston” przez kelnerkę w czarnej maseczce.

Koło mnie, w wyplatanym fotelu, pastelowa postać. Włosy lekko kręcone, podatne na bryzę, a przecież z pewnością starannie ułożone przed naszym spotkaniem.

Znałam Hanię na tyle: była bardzo poukładana. W każdej dziedzinie. Aż do bólu. Włosy nie miały prawa nie poddać się rygorowi jej myślenia i bycia. MUSIAŁY się dostosować. A jednak jak wyzwanie stawiane charakterowi swojej pani, przyjmowały formę niezależną.

Dobrze jej było z tą odrobiną szaleństwa we włosach. Ale wiedziałam, że w jakiś sposób cierpiała nie panując nad swoją fryzurą.  

Ustaliłyśmy wcześniej, że będziemy jeść na zewnątrz, na tarasie. Ona wolałaby w środku. Ze względu na te włosy. Ale przeważył rozsądek: dalej mamy pandemię, więc al fresco jest bezpieczniej.

Hania ułożyła dłonie poziomo tak że idealnie stykały się palcami i tworzyły linię prostą.

– Tak to powinno wyglądać między nami. Tak powinno, ale tak nie jest!

„Houston” to restauracja nad drogą wodną. Jak nazwa restauracji wskazuje, specjalnością nie jest kuchnia jarska. Nie jarski burger, a krwawy stek wielkości dobrze umięśnionej, zaprawionej w fizycznej pracy męskiej dłoni. A jednak pod wpływem zmian w przyzwyczajeniach, kilka lat temu do menu po cichu wkradać się zaczęły potrawy wegetariańskie. Skwapliwie z tego skorzystałam i jeśli już tu jestem i siedzę na tarasie, to zawsze zamawiam veggie burger. Zaprzeczenie tradycyjnej teksańskości. Dowód, że zmiany są możliwe, zwłaszcza te, które dzieją się pod wpływem trendu intensywnie kreowanego, lansowanego, a z czasem przyjmującego formę czegoś co jest „już od zawsze” …Przynajmniej tak jest odczuwane!

Jak lokalizacja wskazuje, na restauracyjnym tarasie, pod żółtymi parasolami, wiatr wyczynia figle na które pozwala mu rzeka, pluskająca w zetknięciu z cementowym nabrzeżem, przypominająca o sobie zapachem ryb i wodorostów. Słona rzeka, prawie tak słona jak ocean, z którego wodami się stale miesza.

Droga wodna, właściwie atlantycka droga wodna, Atlantic Intercoastal Waterway, ciągnie się od Wirginii po Key West. Jest żeglowna, choć w niektórych miejscach za płytka by mogły nią kursować większe jednostki pływające. Powstała jako mieszanina, połączenie udrożnionych i przystosowanych do żeglugi wodnej naturalnych cieków wodnych. Późniejsze niedoinwestowanie i przepychanki na tle kto ma płacić za co w jej utrzymaniu, a także powstawanie innych, szybszych możliwości transportu sprawiły, że została zaniedbana. Za użytkowanie Intercoastal nie ma opłat. Za to ściąga się narzut za paliwo. Różnica między ceną „lądową” a „wodną” powinna pokrywać inwestycje związane z jej utrzymaniem.

Jest malownicza. Niezwykle malownicza. Poprzecinana niewielkimi zwodzonymi mostami. Na wysokości Pompano Beach jeden z nich zapewnia równowagę między ruchem wodnym a kołowym. Z tarasu restauracji „Houston” widać to doskonale. Co pół godziny oba skrzydła rozchylają się płynnym ruchem na kilka minut. To wtedy majestatycznie przepływają lub radośnie i beztrosko prześlizgują się łodzie, jachty, barki. Słychać głosy, które niesie woda i wiatr. Takie swoiste przedstawienie, na którym siedzi się wygodnie, luksusowo w pierwszym rzędzie parteru, tak blisko miejsca akcji, że łatwo się z nim utożsamić. Każda z restauracji nad drogą wodną wyposażona jest w pomost, przy którym cumują żaglówki i motorówki. Przywiązane grubym sznurem do wypłukanych z barwy przez wodę i słońce pali, cierpliwie czekają na powrót właścicieli.

– Tak to na pewno nie powinno wyglądać. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?

Hania trzymała teraz dłonie ułożone w trójkąt. Patrzyła nie na mnie, ale ponad mną, na zwodzony most.

– Ja on i ona. Jego pani, jego kochanka. Jego priorytet. Jego praca! Do niedawna wszystko funkcjonowało precyzyjnie, dokładnie, płynnie. Jak w tym zwodzonym moście. Wszystko było pod całkowitą kontrolą. Perfekcja, rozumiesz? A potem mechanizm zawodzi, przęsła nie łączą się już ze sobą. Nie ma niczego z tego co było! No i jest jeszcze ta trzecia. Ta trzecia wartość: jego nagle najważniejsza na świecie praca! Ładne imię, prawda?

Jej głos nabrzmiał pretensją. Ale i żalem. I zawodem.

Mój burger pachniał i …stygł. Byłam głodna. Inaczej mówiąc wszystkie okoliczności usprawiedliwiałyby abym moje zainteresowanie przeniosła z geometrycznych figur, które pokazywała mi Hania, na talerz przede mną. Ale przecież nie mogłam. W naszej kulturze obowiązuje taka zasada, że czegoś „nie wypada” robić. Nie wypadało mi, bo moja rozmówczyni poirytowana wzmagającą się bryzą, co oznaczało jeszcze większą niesforność jej jasnych pukli, ale – i z pewnością przede wszystkim – „rozjazdem”, jak to nazwała, ze swoim wieloletnim partnerem, wzięłaby mi to za złe. Tak więc kotlet zwany, dla zadośćuczynienia kulturze miejscowej, burgerem, stygł, a ja słuchałam. Na głodno!

– Taki most działa na zasadzie przeciwwagi. Na zasadzie przenoszenia środka ciężkości, prawda?

Kiwnęłam głową, ale przyznaję, nigdy przedtem się nad tym w taki czysto techniczny sposób nie zastanawiałam. Owszem, lubię patrzeć przez te kilka minut – na ogół cztery – kiedy płynny ruch rozwiera oba skrzydła, które potem trwają rozwarte przez czas, kiedy ruch wodny ma pierwszeństwo nad kołowym. A najbardziej lubię ten ruch w dół i ostatnią jego fazę, kiedy oba ramiona powolnym, precyzyjnym, miękkim, cichym ruchem łączą się perfekcyjnie, dając po chwili pierwszeństwo ruchowi kołowemu.

– Przeciwwaga ta zapewnia stabilność.

– Konstrukcji, dorzuciłam jakoś tak bardzo trzeźwo, może wręcz inżynieryjnie.

– No a czymże jest przyjaźń, partnerstwo, relacja?

– No możesz to pojmować jako pewnego typu strukturę. Społeczną, z pewnością, ale nie wiem czy takie techniczne tłumaczenie…

– No to jest przenośnia. Nie udawaj, że nie rozumiesz. Już ty na pewno to rozumiesz.

– Rozumiem twoją intencję, ale przyjaźń, partnerstwo, relacja, małżeństwo, układ między dwojgiem ludzi, a tu mówimy o takim przypadku. O tobie i Denisie, prawda? I jego pracy…No więc tego nie umiałabym w żadnej przenośni ująć tylko „mechanicznie”.

Ogromne stalowe bloki zwodzonego mostu właśnie zaczynały pracować. Za chwilę rozpocznie się parominutowe przedstawienie. O moim burgerze postanowiłam zapomnieć. Wiedziałam, że już nie będzie miał tego świeżego zapachu ziół, zwłaszcza kolendry…

– Te masywne części – Hania wskazała na masywne przęsła unoszące się powoli, z namaszczeniem – te wielkie bloki zapewniają skuteczność i bezpieczeństwo całej operacji podnoszenia i zwodzenia. Potrzebne są w tym celu. Tak jak w relacji potrzebna jest solidna podstawa, coś na co można zawsze liczyć.

– Ale jeśli mechanizm mostu przestaje działać, naprawiasz go…wpadłam w rozumowanie mojej koleżanki. – Może nawet myślisz o pewnych zmianach…konstrukcji, stworzeniu innego rodzaju „przeciwwagi”. Może zawiodła rutyna użytkowania, brak świeżego spojrzenia…

– Nie porzucasz mostu, to masz na myśli, prawda? Hania zaśmiała się. Sarkastycznie.

Tym razem zdecydowanie odsunęła talerz ze swoim burgerem.

– Chyba poprosimy o odgrzanie.

Zrozumiałam, że temat jest na razie zamknięty.

– Masz rację, poprośmy o odgrzanie. Jestem bardzo głodna.

Zwodzony most to ciekawa konstrukcja. Może zachwycać sposobem wykorzystania: łączy dwie formy transportu, przemieszczania się. Jednak ten precyzyjny mechanizm trzeba stale kontrolować, czuwać nad nim, sprawować nad nim pieczę, nawet jeśli działa bez zarzutu i jest zautomatyzowany. Wtedy jest wydajny i wytrzymały, bezpieczny w użytkowaniu.

Czy jeśli kontroluje się stale i w pełni jakikolwiek rodzaj międzyludzkiej relacji, jeśli staraniem naszym jest panowanie nad nią, to ona nigdy nie zawiedzie? Właśnie z powodu narzucania tej kontroli ma większe szanse to zrobić. To moje podejście.

No właśnie. Myślę, że Hania nie wzięła tej różnicy pod uwagę.

Potrzebna przeciwwaga!