
“Pochylanie się nad szafą”
http://anna4book.com/
https://www.facebook.com/Kwartyna
Dlaczego moją garderobę nazywam szafą? Słowo „szafa” jakoś bardziej mi pasuje do miejsca, gdzie trzymam moje ubranie, ale i tyle innych różności. A poza tym to co jest moją garderobą, jest stosunkowo małe. Kiedy odsunę lustrzane drzwi i przestąpię próg, mogę zrobić jeden wielki, lub dwa małe kroczki, co zależy od tego czy widzę tę przestrzeń optymistycznie, czy realistycznie.
Wczoraj przekroczyłam próg mojej szafy-garderoby jakbym się znalazła w innym wymiarze czasu.
Przecież tu wszystkiego jest stanowczo za dużo, pomyślałam!
Kiedy przeprowadzałam się z Nowego Jorku na moje ukochane Południe, przeszłam przez bolesne dni i noce przesiewania, sortowania, wyrzucania, kombinowania czy mi to potrzebne czy nie. Wydzwaniałam do różnych organizacji charytatywnych, które przyjeżdżały i brały naszykowane w wyniku trudnych przewartościowań worki, z których najczęściej jeszcze w ostatniej chwili coś wyrywałam, wygrzebywałam, wyciągałam. Coś, co wydawało mi się nieodzowne w następnym rozdziale mojego życia.
Kiedy teraz patrzę na to co przywiozłam jako niezbędne, albo tylko dlatego, że z powodów bardziej lub mniej mi samej znanych rozstać się z czymś nie mogłam, dochodzę do wniosku, że nie byłam zbyt efektywna w wyborze.
I to mnie tego dnia zaskoczyło: spojrzałam obiektywnie na zawartość mojej szafo-garderoby. Zauważyłam problem, oceniłam go wstępnie i postanowiłam się nad nim pochylić!
Nie bardzo wiedziałam, jak się zabrać za to, co powstało już w moim mózgu jako decyzja: jasna i logiczna decyzja. A jednak, to że trzeba trochę rzeczy usunąć to jeden aspekt, a jak, to zupełnie inny, trudniejszy, ponieważ zmiany jakich dokonam będą nie do odwrócenia.
Przepastne szafy w dawnych domostwach i te ze sklejki w mieszkaniach z czasów wielkiej płyty, zawsze zawierają przeszłość. Zawierają jej proporcjonalnie mniej czy więcej, ale zawsze jest w nich coś co pachnie dzieciństwem, a może pierwszą miłością albo rozstaniem z Bliską Osobą.
Nawet w bardzo nowym życiu, w bardzo nowych domach są rzeczy, których nie możemy się pozbyć. Nie musimy ich wystawiać na widok publiczny, nawet na prywatny, ale wiemy, że ta rzecz, ta bluzka, ta broszka jest na dnie szafy. Na dnie szuflady naszej pamięci. I samo to jest pocieszeniem, często nieświadomym, w chwilach wyborów niemiłych sercu i duszy. Lub w czasie powrotu myślami do czegoś lub kogoś.
Wypełniałam trzeci czarny worek, kiedy na kolejnym wieszaku pojawiła się, jak bohaterka filmu z przeszłości, kolorowa, wzorzysta spódnica. Na czarnym tle pasy wzorów imitujących haft.
Pamiętam, kiedy moja Mama szyła ją ręcznie. Pamiętam, kiedy ją założyła, a ja, kilkulatka, stanęłam obok w niemym zachwycie. To chyba jasne, że mama potrafi wszystko!
Jako nastolatka uważałam tę spódnicę za niemodną, więc, kiedy została mi przez moją mamę ofiarowana, mimo że wielu ciuchów wtedy nie miałam, przyjęłam prezent i schowałam do szafy.
Nigdy jej nie założyłam, ale wzięłam ze sobą w bagażu do Nowego Jorku. Nie umiałam jej zostawić. Przymierzałam ją po wielokroć, kiedy redukowałam zawartość szaf na różnych etapach mojego nowojorskiego życia, ale chodzić w niej nie chodziłam. Miała jednak ta spódnica ślad maminych rak, dotykałam równego, gęstego ściegu. Była jej uśmiechem, jej zapachem…
Zadzwonił telefon. WhatsApp. Odłożyłam spódnicę, która powstała w Wiedniu, mieszkała w Warszawie, poleciała do Nowego Jorku, a teraz znalazła przystań na Florydzie.
Ala pytała mnie co robię. – Staram się rozluźnić moją szafę, wiesz, coś takiego napada raz na jakiś czas…
– Czy ktoś się do ciebie wybiera? Chyba nie, przecież pandemia. Inaczej pomyślałabym, że chcesz zrobić miejsce dla gości zza oceanu! Ale może napadła cię nagła chęć zakupów w Internecie? Mnóstwo ludzi to robi. Może to sposób na spędzenie pandemicznego czasu, nie wiem…
– Nie, po prostu chcę przetrzebić to nagromadzenie rzeczy jeszcze z nowojorskiego domu.
– Acha, Ala zmrużyła oczy. – Widzę półkę pełną ślicznie i równo złożonych…no właśnie, czego?
Obejrzałam się. – Obrusy, serwetki, bieżniki. Wszystko ręcznie haftowane przez moją prababcię i babcię. Mama uznawała druty, uważała, że to bardziej przydatne. Spójrz wyżej. Tam są sweterki.
Szafa pełna wspomnień. Latami zwoziłam te rzeczy pojedynczo, przerzucałam namacalne, dotykalne wspomnienia przez ocean. Przędłam nici między domem rodzinnym a moim, amerykańskim. Zależało mi na tym. To było ważne, osadzało mnie w mojej nowej rzeczywistości i uwiarygodniało mnie. Miałam przy sobie, w mojej szafie swoją historię, swoją przeszłość.
– Tego nie ruszysz!
– Jasne Alu, że nie ruszę, chyba żartujesz, przecież to część mojej rodzinnej sagi!
Ala chwilę milczała.
– Wiesz, ja mam trochę inne skojarzenia z szafą. Moja jest pełna trosk. To znaczy przenośni trosk. W miarę jak pojawiają się w moim życiu, układam je na półkach, wieszam na wieszakach, przekładam…Tak je sobie wyobrażam. Kiedy robię takie porządki jak ty teraz, to przyczyna leży w czymś, co się w moim życiu stało. Niekoniecznie coś złego, natrętnego, coś, z czym rady sobie dać nie mogę, ale coś co objawiło się w moim życiu troską…wydaje mi się, że w ten sposób, przekładając te uczucia na całkowitą materialność: rzeczy na półkach, na wieszakach…
– Że panujesz nad nimi, że je układasz, że wtedy nie one tobą rządzą?
– Coś w tym rodzaju. Taka alegoria. I może jeszcze tak: że pochylam się w ten sposób nad swoimi troskami. Ty masz tutaj półki swoich wspomnień, przeżyć, uczuć, emocji. Wracasz do nich. Wracasz w przenośni i dosłownie. Czasem myślę, czy nie chciałabym mieć już więcej trosk w życiu. Otóż nie, wcale nie! To część bycia, istnienia, myślenia.
Zawahała się.
– Wiesz, chciałabym jeszcze wiele razy robić porządki w mojej szafie wtedy, kiedy życie mi troski przynosi. Pochylać się nad nimi. Chciałabym je układać tak ładnie i starannie jak ty swoje wspomnienia, babcine szydełkowanie i haftowane obrusy, sweterki twojej mamy. Układać je i przekładać westchnieniem ulgi. Ulgi, że są za mną…
Troski to nie tylko uczucie niepokoju, przewidywania niepokoju, ale i dbałość o kogoś, o coś. Troski mogą przejść w radość, kiedy problemy rozwiążą się po naszej myśli albo kiedy okażą się tylko przewidywaniem czegoś niemiłego.
Wróciłam do swoich porządków. Dotknęłam jeszcze raz materiału fałdzistej, ręcznie szytej spódnicy mojej mamy i powiesiłam między innymi rzeczami. Tymi, które zakładam, które noszę. Tak żeby, choć należy do przeszłości, była częścią mojego życia, mojej teraźniejszości…