Anna Kłosowska, Opowiadania: “Mgła”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://www.youtube.com/channel/UCuixFLRvCpieaardRn4UEPg/

Najpierw wynurza się z tiulowej gazy jasna, jaskrawa, młoda zieleń. Nie pozwala się zamknąć w niezidentyfikowanej bladości. Potem ożywa amarant kwiatów bugenwilli. I po chwili, powoli, niespiesznie wszystko inne nabiera barw sprzed. Sprzed mgły.

Tylko zimą i wczesną florydzką wiosną, natura wyczynia takie wyrachowane artystycznie cuda. Najpierw otula wszystko ciepłą, miękką kołderką, warstwami niematerialnej materii, co za kilka minut skropli się pod wpływem słońca, a potem pozwala kolorom się pojawiać. I ten moment jest najszczęśliwszym momentem dnia, jeśli się Nature na tej sztuczce przyłapać!

Mam wtedy ochotę zbliżyć się do tych nitek wyblakłego jedwabiu, które powoli rzedną i jak zużyta tkanina rozpadają się na włókna, przestają istnieć. Mam ochotę uchwycić mgłę, zanurzyć się w niej, przytrzymać jeszcze na jeszcze jeden moment. Jak ulatującą chwilę spokojnej, kojącej radości.

Wiem, że umknie. Jak każda chwila.

Tym razem, tuż przed świtem, kiedy wyszłam przed dom, zrobiłam kilka zdjęć. Tak trochę bez przekonania, bo nie można przekazać obrazem tego, czego nie można dotknąć…

A mgły dotknąć się nie da.

Posłałam jedno, może dwa ujęcia z mojego androidu Bliskim. Tu i w Polsce. Zamieściłam jedno na koncie mojej lokalnej grupy.

I zajęłam się dniem. Dniem ze śladami mgły w postaci perełek na trawie, liściach i kwiatach.

Kiedy po kilku godzinach otworzyłam WhatsApp i Messengera, ogarnęło mnie zdziwienie. Odzew na moje poranne obrazki zamglonych palm, osnutych pajęczyną krzewów był zaskakujący.

Moi bliscy z północy, niezależnie od tego, gdzie w tej chwili przebywali, wyrażali jednoznacznie pewien niepokój, niedowierzanie, zaskoczenie. „Co się tam dzieje, skąd ta ponurość?”. „Nie powiesz, że huragan, przecież to nie pora?”. Albo „Chłodek i tam was dopadł? Wygląda zimno! Brrrr…dość mamy tego tutaj!”

Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków, ale kiedy moja kuzynka zadzwoniła i spytała, dlaczego przesyłam takie ciemne fotki ze słonecznej Florydy, zaczęłam myśleć o tym, jak łatwo manipulować odbiorem. Nawet takiego sobie, zwyczajnego, banalnego w gruncie rzeczy zdjęcia.

Może nie było zbyt udane, ale z pewnością nie było na nim widać żadnego śladu zimna!

Czyli kwestia odbioru. Moi znajomi z lokalnej grupy FB mieli zupełnie inne, „ciepłe” reakcje, bo tu są, mieszkają i wiedzą, że zima jest najlepszą pora naszego roku.

Czyli skojarzenie. Odbiorcy ze strefy zimna postrzegli moje zdjęcie „zimno”, mimo że na pierwszym planie jako zaprzeczenie chłodu, kwitła sobie radośnie bugenwilla!

Ileż razy postrzegamy to, co chcemy, a może raczej co podsuwa nam nasz ciągle snujący pajęczynki skojarzeń mozg. To on narzuca. Oczywiście czyni tak z dobrych pobudek.

Kiedy ostatnio pływając w oceanie zobaczyłam blisko siebie długi kształt o, wydawało mi się, długim zaostrzonym pyskiem…Oczywiście, że przeszedł mnie taki nieprzyjemny dreszcz. Skojarzyłam kształt z rekinem. Niegroźnym rekinem, który lubi nasz klimat, i ma prześmieszną nazwę zarówno po angielka jak i po polsku: Bonnethead shark, rekin czaprakowy. A wszystko przez ten nos! Spłaszczony, ale nie jak u jego kuzyna, rekina młota – Hammerhead shark. Też dla nas, ludzi, niegroźnego.

W każdym razie dreszcz mnie przeszedł, płynęłam dalej z podłużnym kształtem niemal u boku. Oba gatunki rekinów są niewielkie. To raczej my im zagrażamy, bo masowe odławianie skutecznie wytępiło ich populacje w wielu częściach świata.

Niby myślałam racjonalnie. Kształt obok mnie miał jakieś dwie stopy długości, więc zjeść mnie by nie dał rady. Ale…

Zerknęłam jeszcze raz. Słonce wyszło zza chmur, przewierciło pasmem jasności wodę. I dopiero wtedy zobaczyłam kolor i kształt. Płynęłam już całkiem spokojnie. To była płaszczka. Teraz widziałam trójkątne ciało. Tak, płaszczka ma ogon zakończony kolcem jadowym, którym może „użądlić”, ale…Ale trzeba na nią nastąpić, albo się z nią drażnić, żeby to, z przerażenia, uczyniła. Wszystko to wiedziałam, ale poczułam się lepiej, kiedy pokryta mieniącym błękitem płaszczka oddaliła się ode mnie.

Jednak padłam ofiara skojarzeń własnego mózgu, który, w słusznej sprawie zresztą, chciał mnie ostrzec przed potencjalnym niebezpieczeństwem i zaalarmował mnie obrazem rekina!

To samo stało się z moim niewinnym zdjęciem, które w zachwycie pochłaniania wzrokiem porannej mgły, przesłałam tak emocjonalnie, pod wpływem chwili. Zostało zinterpretowane skojarzeniem, że tak powiem, miejscowym. „Ciemne kolory” to była mgła. Ciepła otulająca, przytulająca, wilgotna tchnieniem znad południowego oceanu, mgła.

Wiec zrobiłam eksperyment. Przesłałam to samo zdjęcie, tyle ze „ulepszone” fotoszopem Google photos. Takie bardziej „florydzkie”. Owszem mgła tam była, ale zachęcająca ochrowym skojarzeniem, a bugenwillę oblepiała amarantowa chmara kwiatów jakby obsiadły ją tropikalne motyle.

Tego oczekiwano, prawda? Takiej ulepszonej wersji rzeczywistości. Tego oczekiwali ode mnie moi odbiorcy. To chcieli zobaczyć. I posypały się komentarze, wszystko to, czego wysyłający chce. Mózg dostał swoją porcję dopaminy. I było mi milo!

Oczekujemy „ulepszonej” wersji rzeczywistości. Choćby na zdjęciach.

Żyjemy w takim dwój-świecie. Między realnością, którą częściowo odrzucamy a chciejstwem. Chciejstwem innego: lepszego, bardziej kolorowego. Nierealnego.

I po to mamy ulepszacie, żeby pławic się czasem, chociaż chwilkę w podszykowanym przez fotoszop złudzeniu.

Rozmawiałam tego samego mglistego poranka ze znajomymi. Siedzieli rodzinnie w polskich górach. Właśnie wybierali się na narty. Przesłali mi słodki obrazek. Taka super zima. Pokłady zimnego lukru na sosnach, błękit zalodzonej ścieżki.

„Przypinamy biegówki, bo jutro 10 stopni, to już nie damy rady 😉”

Dziesięć stopni zimna, pomyślałam. To chyba jasne, przecież tam zima.

„Nie, nie, odpisała mi Gosia, chcemy zdążyć, zanim śnieg stopnieje! Idzie ocieplenie!”

Wpadłam w pułapkę myślenia szablonem, tę samą co moi odbiorcy z północy, kiedy przesłałam i swoje impresje na temat porannej mgły tu u mnie. Oni uważali, że idzie na nas jakiś huragan nawałnica i w ogóle niepogoda, a ja teraz założyłam z góry, że moi znajomi chcą pobiegać na nartach po lesie, bo następnego dnia będzie silny mróz!

Nie ma sensu czegoś z góry zakładać! Zwłaszcza przy postępujących zmianach klimatycznych 😉