Kiedy ocean jest spokojny, kiedy pajęczynki słońca rozchodzą się od powierzchni po samo dno, wtedy lubię wypłynąć na głębię.
Wydaje mi się, że odrywam się od rzeczywistości, że jestem sama i niezależna od nikogo i niczego. Potrzebne mi jest to oderwanie, a może i dreszczyk. Dreszczyk swobody, całkowitej i pozornie nieposkromionej swobody. Swobody, której ceną jest głębia!
Nie, nie jestem osobą szaloną. Nie przekraczam nigdy zakreślonej sobie samej granicy bezpieczeństwa. Granicy swobody. Ograniczonej, świadomej swobody. Logiczne prawda?
Mój ocean jest ciepły i sprzyja mi. Nie walczę z nim, jakżebym śmiała walczyć z żywiołem, z wiecznością, z siłą, na którą homo nawet sapiens, nie ma żadnego wpływu, wobec której jest cichutki i malutki.
Wybieram sobie moment na tę swoją iluzję swobody. Na to wypłynięcie na głębię.
Kilka dni temu, kiedy lekka fala oznajmiała łagodny przypływ, taki niewielki swell, weszłam do wody. Założyłam swoje błękitno srebrzyste okulary. I zanurzyłam się. Wiedziałam, że fala pozwoli mi nie tylko bardzo bezpiecznie wypłynąć, ale i wrócić. Ba, pomoże mi w tym, będzie delikatnie pchać do brzegu. I poczuję się jakbym jechała na grzbiecie jakiegoś magicznego wieloryba, łagodnego stwora, który z przymrużeniem oka traktuje taką mróweczkę, jak ja…
Głębia wciąga. Kusi, nęci, podnieca, pokazuje bezkres, nieskończoność, coś za czym wszyscy w jakiś świadomy lub nieświadomy sposób tęsknimy.
Głębię można przysposobić, kiedy narzuci się sobie jakiś system, jakieś granice, poza które byłoby wariactwem wychodzić. I tylko taką głębię akceptuję. Głębię, która daje mi swobodę, ale ograniczoną, rozsądną, choć rozkosznie pociągającą, wciągającą, wciągającą w brak rozsądku. Czemu nie popłynąć jeszcze dalej, czemu w ogóle wracać?
Jeśli uległabym tej pokusie? Raz, jeden raz?
Ale przecież coś nas, ludzi, powstrzymuje przed nierozsądnym wyborem, przed zachwianiem granic…
Nie zawsze.
Kiedy widzę na platformach społecznych te bardzo osobiste, te gdzieś z głębi siebie wyrzucane słowa, intymne, wynikające z reakcji ad hoc, wkraczające w życie ich autora, ale i innych, kiedy czytam nieposkromione niczym komentarze oburzenia, krytyki, wystukiwane pochopnie, emocjonalnie, impulsywnie, myślę, że to jest właśnie takie przekroczenie granic wielkiej głębi. Czasem głębi, z której już trudno wrócić.
Facebook jest dobrym instrumentem, dobrym narzędziem, jeśli wiemy, jak działa i jak z niego korzystać. Dla własnego celu. Tak, dla siebie! Jeśli w sposób niekontrolowany wypływamy na głębię, to on kontroluje nas. Algorytmami, które wyszukują szybko i beznamiętnie co nas boli i czego chcemy. Microtargeting szpera, żeby podsunąć nam to co lubimy, dotrzeć do nas. To jego założenie, jego cel. Jeśli coś trafnego podpowie i buszujący we wpisach zainteresuje się podpowiedzią, to jest zwycięstwo systemu, który po to, dokładnie po to został stworzony. To nie jest system tobie, miły stukaczu, przychylny. To nie jest łagodny swell, co wyniesie cię spokojnie na brzeg, nawet jeśli się trochę zagalopowałeś. Nie, to jest drapieżnik, rybołów, czekający na okazję.
Głębia jest niebezpieczna, jeśli jej nie ograniczymy. Zarówno głębia oceanu, jak i zachłannych, czujnie badających nasze zachowanie i reakcje, platform społecznych.
Żyjemy w czasach wielkiej bezsilności, rozczarowania.
Rozczarowania do wszystkiego, co wydawało się nam uładzone, przewidywalne, a załamało się, przepadło, rozkruszyło, zachwiało naszą wiarę w systemy, które, tak uważaliśmy, istnieją, żeby nam pomóc, żeby ułatwiać nam życie. Może dlatego rzucamy się na głębię, na głębię wielkich platform, wielkich manipulatorów. Usiłujemy sobie tłumaczyć, nie umiemy, wpadamy w dystopijny nastrój, widzimy wszystko na nie i w ciemnych barwach. Albo wpadamy w złość, w głębię złości, której nie kontrolujemy, złość przeradzającą się w głęboki, destruktywny gniew.
Głębia gniewu, głębia braku przekazania tego co czujemy inaczej niż wybuchem, emocją, swoich nastrojów. Bardzo niebezpieczna głębia.
Dlatego ograniczam sobie sama swoją głębię. Każdą. Nie tylko tę na która wypływam przy sprzyjającej po temu pogodzie, ale i tę wirtualną, na której znaleźć się łatwo nie wyznaczając sobie samemu barier, barier nie do przekroczenia.
Przyszło mi to wszystko na myśl z powodu pewnej straty, mam nadzieję, że chwilowej. A właściwie utraty głębokiej i miłej relacji z jedną z moich dobrych znajomych.
Uzależniła się od mediów, programów radiowych, kanałów telewizyjnych, Twittera, Facebooka na tyle, że nie używa już ani własnych słów, ani własnego rozumu. Praktycznie cały czas cytuje, po prostu powtarza, bezkrytycznie i nie dając rozmówcy dojść do słowa. Ona ma rację! Nie ma dyskusji. Tu powiedziano, tam pokazano, to jest pewne, to jest udowodnione. Przez kogo i kiedy? Nieważne, jest pewne, bo ja tak uważam!
Wpadła w tak głęboką wodę, że nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jest powodowana, że służy systemom, potwierdza słuszność ich wyboru, nie swojego. Może swojego już nawet nie ma…
A może trzeba się czasem zatrzymać, przemyśleć, zrobić krok w tył, dwa i więcej, jeśli trzeba, i wrócić na bezpieczną głębokość, gdzie owszem, jesteśmy swobodni, ale nie dajemy się wciągać dalej, bo tam tracimy kontrolę nad sobą, swoim życiem, swoimi problemami, swoimi dramatami, tragediami i swoją radością, szczęściem bycia, istnienia.
Kiedy ostatnio pływałam tak na granicy wielkiej głębi, ale na tyle blisko, że kilkunastoma ruchami krytej żabki mogłam wrócić w całkowite bezpieczeństwo, miałam przez kilka chwil, kiedy już zbliżałam się do płytszej wody, urocze, seledynowo turkusowe towarzystwo.
W moim cieniu płynął długi, wąski stwór, a właściwie stworek, bo miał może 60 cm, o smukłej linii egzotycznej elegancji. Atlantic trumpetfish o długim, rozszerzonym na końcu pyszczku. Stąd w nazwie tej rybki słowo „trąbka”. Trumpetfish trzyma się raczej płytkiej wody, raf koralowych, morskiej roślinności, w której bezpiecznie żeruje, znajduje spokój i schronienie.
Nie jest najlepszym pływakiem, wie o tym i nie ryzykuje. Instynkt przetrwania mówi jej, że głębia oceanu to niebezpieczeństwo, więc się w nią nie zapuszcza!
Głębia wciąga i pociąga, mami i kusi. Każda. Ta wirtualna, medialna, jak i rzeczywista. Niezależnie czemu i komu służy! I trzeba wiedzieć, jak się zatrzymać na jej granicy, albo szybko zrobić w tył zwrot!