Anna Kłosowska: Opowiadanie z obecnej normalności: “Czym jest dla pani inspiracja?”

https://www.facebook.com/Kwartyna
https://www.facebook.com/anna.klosowska.3363
https://www.instagram.com/kwartyna/
https://www.youtube.com/channel/UCuixFLRvCpieaardRn4UEPg/

Bardzo prosto i bezpośrednio postawione pytanie. Bardzo dziennikarskie. A jednak poczułam się jak ta stonoga, co to ją indagowano, którym odnóżem rusza najpierw, kiedy wprawia w ruch swoje stunogie ciało…Podobno stoi do dzisiaj.

Ja też stanęłam…

Nie umiałam odpowiedzieć precyzyjnie, od razu. Bo co tak na prawdę mnie inspiruje? Od tego trzeba by zacząć, żeby wiedzieć czym jest dla mnie to, co mnie inspiruje.

Czy to nagle przychodzi i wtedy bierze się byle jaki instrument piszący, nagrywający albo stukający, jak klawiaturę kompa, i w uniesieniu, zapomnieniu całego świata, mimo że czajnik gwiżdże i nadciąga huragan, zaczyna się „tworzyć”?

„Nie, usłyszałam od mojego rozmówcy-dziennikarza, to raczej natchnienie, pani Anno!”.

„Raczej”, pomyślałam, ale natchnienie, w moim rozumieniu, jest gdzieś poza mną, nie panuję nad nim. Przychodzi i jest. Mogę z niego zrobić użytek, ale nie muszę. Jeśli nie przerobię tego danego mi momentu – w moim wypadku na słowa – to natchnienie może uciec i, jak twierdzi wielu twórców, może je „złapać” ktoś inny.

Rano, zaraz po rozmowie, kiedy wyjeżdżałam z domu, zobaczyłam o kilkanaście metrów od siebie, na szmaragdowej zieleni, rudego kojota. Wyglądał pięknie. Sierść błyszczała złotem we wstającym właśnie słońcu. Patrzył na mnie. Może raczej w moim kierunku. Byliśmy z innych światów, z innych rzeczywistości. On nie pasował do tej szmaragdowej, ślicznie przystrzyżonej przestrzeni stworzonej przeze mnie, to znaczy przez człowieka. Ja nie wpisywałam się w jego kojocie życie. Na pewno nie! Zafascynował mnie. Jak zawsze. Nie pierwszy raz go widziałam. Zauroczył mnie. Jakbym wkroczyła w bajkę. W inny wymiar.

Jadąc pomyślałam, że to świetny temat na krótkie opowiadanie, albo na fragment książki, albo na motyw, albo na kwartynę, na czterowiersz, moją ulubioną formę poetycką.

Czy to była inspiracja?

Jeśli napiszę – cokolwiek – na temat kojota, cokolwiek, powiedzmy kwartynę: cztery linijki o rudym kojocie, który nie umie, bo nie może, nie ma szans, na wpasowanie się w nasze, ludzkie życie, to inspiracja przyniesie owoc w postaci wytworu mojego myślenia, dedukowania, wyobrażania sobie jakiejś sytuacji. W wyniku inspiracji obrazem.

Czy potrzebne mi do tego natchnienie? Nie. Mój mózg zacznie tworzyć na podstawie tego pretekstu, tego obrazu: kojot na trawniku między domami. Jakaś sprzeczność w tym widoku, niemożność utrzymania go w moim świecie, nawet jeślibym chciała, nawet jeśli jestem tym zwierzęciem zauroczona. Moja wyobraźnia zacznie pracować. Mózg wygeneruje zestaw słów, które najpierw przemyślę, potem zapiszę. Może potem zacznę kreślić i złościć się na to, że nie umiem wyrazić czegoś, co sobie założyłam. A natchnienie?

Jednym z synonimów tego słowa jest słowo inspiracja! Ale też impuls, bodziec. Zostańmy przy tym.

A więc kojot, raczej widok kojota, będzie bodźcem do napisania, powiedzmy, przewrotnej kwartyny. Albo krótkiego opowiadania o wkraczaniu żywiołu zwierzęcego w ludzki świat, o zderzeniu, o konsekwencjach. Albo opowiadania bajki.

Przy pewnej dyscyplinie intelektualnej, przy pewnym doświadczeniu w pisaniu, nie potrzebuję natchnienia. Inspiracji tak! Bodźca, który nie tyle „natchnie” mnie, co „pchnie” mnie do pisania.

Mogę to w sobie wyćwiczyć i wypracować. Bo robię to zawodowo.

Nie bardzo wierzę w natchnienie. Wierzę w pewien rodzaj metodycznego działania!

O jak mi przykro, że strzeliłam tak prosto z mostu! Rozwiałam bez ceregieli mgłę tajemniczości otaczającą Osobę Tworzącą!

Ale wracam do kojota. Do mojej inspiracji. Do tego momentu, kiedy wydawało mi się, że patrzymy sobie w oczy. Ja w ślepia dzikiego zwierzęcia, ujętego niechcący w sidła cywilizacji, a on w moje człowiecze oczy, postrzegające go przez ludzkie rytuały, sposób postępowania, sposób życia, oczy zwierzęcia nadrzędnego. Zwierzęcia, które może zadecydować o jego, kojota, losie.

To był impuls. Prowadziłam, nie mogłam tego przemyślenia zapisać w drobiazgach, w jakich mi się pokazało. Podyktowałam telefonowi kilka słów kluczy. Wiedziałam, że coś z tego zapamiętam. Że coś wystukam. Nie to, o czym myślałam jadąc, ale coś, co przećwiczę w słowa potem.

Czyli kojot będzie impulsem, będzie bodźcem. Nie natchnieniem, bo zrobię to w sposób rozumowy.

Natchnienie to raczej – dla mnie – rodzaj wyrzucenia z siebie czegoś co „nachodzi”. Owszem, to mi się zdarza. Najczęściej na zasadzie porażki.

Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

Otóż kwartyny, moje wiersze, przychodzą często w nocy. Wślizgują się w sen albo taki półsen, kiedy jesteś trochę na jawie, ale wiesz, że śnisz. Przychodzą wtedy całe, gotowe, aż pachnące świeżością, kuszące. Cieszę się na spotkanie z nimi, choć to spotkanie ulotne, bo rano ich już nie pamiętam! Nie udaje mi się ich złapać, zapisać. Rzadko umiem je odtworzyć na podstawie skojarzania, jakiegoś słowa, co zawisło między jawą a snem…Ale nawet wtedy mam wrażenie, że były lepsze, kiedy same się przede mną układały, kiedy mnie kusiły, a mnie w mojej wynikającej z racjonalności arogancji, wydawało się, że będę je umiała oswoić, zagarnąć.

Ogólnie jednak nie wierzę w natchnienie, a raczej w wykorzystywanie swoich doświadczeń. Mam przekonanie, że im więcej doświadczamy, na różnych płaszczyznach, w różnych dziedzinach życia, tym więcej mamy do powiedzenia, z tym większego obszaru myśli, pamięci, możemy wybierać.
Kreatywnie wybierać. Tworzyć.
Dojechałam na miejsce.

A wszystko zaczęło się od porannej rozmowy z miłym dziennikarzem, który chciał przeprowadzić ze mną rozmowę.
„Chciałbym to osadzić wokół trzech pojęć: natchnienie, inspiracja, kreatywność”.
No tak, odpowiedziałam, ale ja mam kłopot z przyjęciem definicji „inspiracji” i „natchnienia”. Z kreatywnością daję radę.
„To świetnie, odpowiedział, to będzie inspirująca kreatywnością rozmowa!”
Odłożyłam telefon. I wtedy zobaczyłam na trawniku kojota…

Inspiracja?
O tak, będzie świetny pretekst, dobra wcinka na początek wywiadu! A może i opowiadanie?