O…

Podłużne konchy, muszle lśniące żywą glazurą w kolorze crème brûlée, podpływają pewnej ciepłej, grudniowej nocy, rozświetlonej pełnią „superksiężyca”, pod stopy Anny. Jedna po drugiej dotykają jej brodzących w wodzie stóp. Czwarta, najmniejsza, najjaśniejsza, pozostała prawie niezauważona. A przecież, jeśli te muszle miały być zwiastunami zmian w życiu „pociągającej szatynki o orzechowych oczach” i jej partnera, to właśnie ta ostatnia, ta czwarta była ich zapowiedzią.

Read more

Coś o sobie samej…

Rodzina, przyjaciele i znajomi namawiają mnie, żebym napisała wspomnienia z mojej wieloletniej pracy w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Może kiedyś to zrobię. Może mają rację, że warto byłoby dać bezpośrednie świadectwo pasjonującej, najciekawszej i najtrudniejszej pracy, jaką kiedykolwiek wykonywałam, subiektywnego odczucia na temat wielonarodowego środowiska pracowników nazywanych International Civil Servants.

Read more

Czwarta koncha – fragment

          

Błękitnym oczom
Aux yeux bleus

Rozdziawiony laptop patrzył na mnie z wyrzutem pustą stroną w Wordzie.

Wymyślanie ciekawych ćwiczeń z gramatyki francuskiej dla moich studentów z Florida Atlantic University to mało ekscytujące zajęcie, a jutro miałam grupę „dociekliwych”, takich, co to chcą wiedzieć, ale inaczej. I to „inaczej” musiałam za każdym razem jakoś wykoncypować.

Read more

Barbica Cafe, czyli podglądanie z plastikowego fotelika

Czarny podpalany piesek na krótkich krzywych nóżkach, z czerwoną bandaną w białe wzory na szyi, prowadził mnie rezolutnie przez Bairro Alto. Nagle zniknął za rogiem Rua de Cordoeiros. Najwyraźniej wiedział gdzie idzie. Ja nie.

Był niedzielny ranek, trzeci dzień mojego pobytu w Lizbonie. Byłam wolna, na wakacjach, i nie musiałam myśleć o …o niczym! Przynajmniej przez tych kilka dni

Read more

Marmelada extra

I od razu na czerwono. Błąd w tytule. Korektor w moim kompie czujnie go wyłapał. No, bo wiadomo: nie „marmelada” a „marmolada”. Tak powinnam była napisać. Ale nie, właśnie, że nie, chodziło mi o marmelad przez „e”. Polskie zapożyczenie pochodzi z francuskiego „marmolade”, ale oryginalnie słowo jest portugalskie: „marmelada”. Uważam osobiście, że brzmi lepiej. Dla mnie brzmiało świetnie, bo właśnie stałam w Lizbonie przed sklepową półką w Minipreço Express, na której, gdzieś między ryżowymi ciasteczkami a czekoladą, stały niewielkie, plastikowe, przezroczyste pojemniki z mało kuszącym napisem „Marmelada Extra” na etykietce i rysunkiem żółciutkiej pigwy – po portugalsku „marmelo”. Mimo, że miałam sięgnąć po krakersy z małą ilością soli i cukru, moja ręka zwinnie i nieracjonalnie chwyciła tanio wyglądające pudełeczko. Przechyliłam je, odwróciłam. W środku marmoladowy blok. Ogromna ilość cukru. Niezdrowe i kuszące. Kuszące dzieciństwem.

Read more

Deszcz

Szarą czaplę różowiło zachodzące słońce

Pozornym chłodem spływał liliowy szal wieczoru

Musnął głowę, plecy i gęsto zaległ na ramionach

I w końcu ciężkie krople fioletowych słów zaczęły powoli kapać na papier

Pochyliłam się szybko, żeby nie uronić ani jednej…

Pstro

Blade palce świtu rozsuwają płowiejące płótno nocy

Niecierpliwe jak kochanek, starają się wyłuskać mnie ze snu w różowość dnia

A ja za zamkniętymi oczyma dalej biegnę za pstrym szczęściem,

którego złowić nie umiem nawet w niewidoczną siatkę ułudy.

Niecierpliwość

Próżno  usiłuję uładzić rozbrykane, rozbiegane stado myśli

Zamknąć w przewidywalność zdań

Tylko po co?

Kiedy wreszcie legną,  zziajane, zdyszane, syte wyobraźnią wrażeń, głodne wiersza

Same ułożą się w ogarniające mnie słowa.